W eterze działa kilkanaście stacji radiowych. Przynajmniej w Warszawie. Co z tego, skoro wszystkie grają niemal to samo. Biały poprock, „hity lat 80. i 90.”, gnioty w rodzaju sanah albo taneczną sieczkę. Wyłamuje się Vox FM, wplatając w playlistę utwory disco polo, co paradoskalnie jest bardziej ożywcze od puszczanych w Rock Radiu czy Antradiu (kiedyś myślałem, że to ta sama stacja!) „starych skarpet”, w rodzaju Iggy’ego Popa czy Davida Bowie’go. Tak przy okazji, termin „stare skarpety” niestety nie jest moim pomysłem. Właśnie takim nagraniom miano to nadał jeden z mężów Pauliny Młynarskiej, Amerykanin mieszkający w Polsce, Michael Moritz. Trafił w punkt.
Jest wszakże stacja radiowa nie bojąca się puszczać tego, czego ludzie słuchają na Zachodzie. Bo, uwaga, tu będzie niespodzianka dla wszelkich muzycznych „znaffcuw”, nie są to nagrania białych dinozaurów rocka. „Starych skarpet” słuchają na Zachodzie wyborcy prawicowych partii, ci, którzy nie chcą odnaleźć się w nowej, multirasowej rzeczywistości. Owa niebojąca się stacja, o której wspomniałem, nazywa się Radio Kampus i jest rozgłośnią akademicką. Większość audycji prowadzą tam osoby młode i bardzo młode, ale nie chciałbym tym tłumaczyć tego, że w innych polskich radiach prezenterzy zatrzymali się w czasie. Nie zatrzymali się, prezentują od czasu do czasu nowości, jednak w 90% są to właśnie białe nagrania w stylu pop-rock. Ileż można? Okazuje się, że można do wyrzygu. Jak mi powiedział odpowiedzialny za dobór muzyki w Radiu Kolor Łukasz Suda: „Radio gra to, czego oczekują odbiorcy”. Ciężko po takiej odpowiedzi dalej rozmawiać.
Na szczęście w Radiu Kampus nie trzymają się tej chorej zasady. Owszem, czasami denerwować może to, że dana piosenka jest puszczana kilka razy dziennie, ale w zasadzie nie ma ryzyka, że na ten sam utwór trafi się słuchając innej stacji! Muzyka w Kampusie jest fresh’n’modern, co nie znaczy, że nie emituje się klasyków. Ale klasyków hip-hopu, house’u, drum’n’bassu, a nie starych rockowych skarpet.
Właśnie w klimatach house porusza się Lulu Zubczyńska, znana jako Cougar. To osoba wielu talentów, z których jednym jest na pewno poprawianie ludziom nastroju. Poprawa odbywa się za pomocą aplikowania słuchaczom radia pozytywnych utworów w rytmach house i disco. Do tego dochodzi barwa głosu Lulu, dokładanie taka, jaka ma być. Jest bardzo źle, gdy prezenter muzyczny, DJ, przedstawiając nawet najbardziej odjazdowy utwór zapowiada go byle jak, sepleniąc, nie wymawiając „r” (jestem z tych, którzy uważają, że radio to nie miejsce dla osób z rotacyzmem, tak więc sorry Marcinie Kydryński!), w dodatku nie mając pojęcia o kim mówią. U Cougar wszystko jest git. Na jej audycję „Groovoterapia”, nadawaną w piątkowe przedpołudnie na antenie Radia Kampus, natknąłem się przypadkowo. Zauroczyłem się, i było to zauroczenie od pierwszego słuchania.
Poniżej przedstawiam wywiad z Lulu Zubczyńską, czyli Cougar.
Skąd pomysł na to żeby Twoim pseudonimem artystycznym było słowo Cougar, czyli po angielsku puma? Jeśli chodzi o mnie, to ponoć w czasie trwania pierwszego małżeństwa mówiłem kilka razy przez sen, że jestem czarną panterą, co by się zgadzało, bo od zawsze interesuję się kulturą i historią Afroamerykanów. A skąd wzięła się puma?
Właściwie to ksywka „Cougar” pojawiła się jako rodzaj żartu, związanego z tym, że często umawiałam się z młodszymi od siebie osobami. Przed „Cougar” było wtedy jeszcze słówko „Miss”, żeby podkreślić to, że jednak nie mam pięćdziesięciu lat. (śmiech) „Miss” odpadło naturalnie po jakimś czasie.
Niedawno zaczęłam odkrywać znaczenie tego pseudonimu na nowo. Okazuje się, że puma to zwierzę totemiczne osób, które uczą się właśnie używać swojej mocy i związane jest z wysoką energią. Bardzo odpowiada mi to tłumaczenie, pasuje do muzyki, którą gram.
Reżyserka? Raperka? Graficzka? Kulturoznawczyni? DJ-ka? Działaczka LGBTQ+? Które z tych słów najlepiej Ciebie określa?
Myślę, że jestem po prostu osobą, która porusza się po tematach audiowizualnych. Czasami jest to sztuka wizualna, czasami muzyka. Ostatnio częściej to drugie. To w ogóle jest trochę krępujące, kiedy działa się w wielu branżach (myślę, że to problem wielu kreatywnych adehadziarzy), bo rodzi syndrom oszusta. Akurat ja, jeśli wiem, że nie będę trzymać poziomu w jakiejś dziedzinie, to w ogóle się za nią nie zabieram. Aktualnie najwięcej się u mnie dzieje na polu muzycznym.
Chcę głównie porozmawiać o muzyce house, ale nie można uciec od wątku Twojego ADHD. Obejrzałem Twoją rozmowę na kanale Atypowe na YT, i naprawdę wszystko mogę zrozumieć i przyjąć do wiadomości, bo ludzie są różni, oprócz jednej kwestii. Co masz do osób, które wolą przyjść gdzieś pół godziny wcześniej niż minutę za późno? Bo właśnie ja się zaliczam do takich osób.
Wspaniały wątek! Myślę, że osoby, które są wszędzie za wcześnie wzbudzają hardkorowe poczucie winy w osobach, które przychodzą wszędzie za późno, a ja zwykle zaliczam się do tych drugich. (śmiech) Ale dopóki ci pierwsi nie przychodzą pół godziny wcześniej na spotkanie ze mną, absolutnie nic do nich nie mam – daję im swoje błogosławieństwo na punktualność.
(W tym momencie przeprowadzający rozmowę ucieszył się, że jest to wywiad internetowy, bo gdyby było to spotkanie na żywo, to na pewno przyszedłby na nie pół godziny wcześniej – przyp. J.W.)
Jak to się stało, że zaczęłaś prezentować muzykę house na antenie Radia Kampus. I od razu drugie pytanie, czy znając Twoje szerokie spektrum zainteresowań i to, że co jakiś czas łapiesz nowe zajawki, nie dojdzie czasem do sytuacji, że np. za rok przestanie Cię kręcić muzyka house i zupełnie od tego odejdziesz?
Muzyka elektroniczna była ze mną od zawsze. Słuchałam jej od liceum. Przez wiele lat grałam w zespole electropopowym, który miejscami skręcał w kierunku nu-disco. House gram jako DJ-ka od sześciu lat i myślę, że wszystko po prostu dążyło w tym kierunku od samego początku, a stanie za deckami pozwoliło skrystalizować się temu, co mnie naprawdę interesuje. Uważam, że house nigdy mi się nie znudzi, mogę mieć tylko chwilowe kryzysy, ale to chyba nieuchronne, kiedy robi się coś tak intensywnie i przez długi okres czasu.
A jeśli chodzi o Radio Kampus, to miałam konkretny pomysł i napisałam z nim do Kasi, redaktorki Kampusa [Katarzyna Rodek – szefowa Redakcji Kultury w Radiu Kampus – przyp. J.W.], którą znałam z poprzednich działań muzycznych. Pomysł opierał się głównie na tym, że miałam już dosyć mrocznej muzy, jaka dominowała od paru lat w polskich klubach, zresztą pełno jej też jest na streamingach. Chciałam wrzucić trochę światła w polski eter. Nie mam nic do techno, sama go kiedyś słuchałam, ale czuję, że świat potrzebuje powrotu muzyki house.
A skąd pomysł żeby audycję „Groovoterapia”, poświęconą muzyce house, nadawać w piątki o 10:00 rano?
To był akurat pomysł Kasi, bo mieli wtedy wolne pasmo w nowej ramówce. Weekendowy wieczór także był brany pod uwagę, ale stanęło na nieoczywistym rozwiązaniu i bardzo mnie to cieszy. Mogę w ten sposób dotrzeć ze swoją misją do szerszej ilości ludzi i rozkręcać słuchaczom pozytywnie poranek przed wejściem w weekend.
No właśnie, nie tylko prezentujesz muzykę house, ale także ją tworzysz. Tyle, że w tym drugim przypadku wszystko idzie „do szuflady”. Jest szansa na to żeby się odszufladowało?
Myślę, że 2025 będzie rokiem na mocne odszufladowanie. Skończyłam wiele projektów i na pewno będę je teraz wydawać – solo, w labelach, w Internecie. Mam bardzo duże plany featuringowe, czekają one na dokończenie przeprowadzki do nowego mieszkania i studia. Potrzebujemy polskiego nowoczesnego house’u jak wody, bo producentów, którzy go robią można naprawdę policzyć na palcach jednej ręki.
Jak porównujesz obecną muzykę house z tym, co było 10, 20 czy 30 lat temu? Oczywiście, jesteś zbyt młoda żeby pamiętać na żywo house’owe przeboje lat 90. czy dwutysięcznych, ale przecież te nagrania są ogólnie dostępne. Bo np. obecny hip-hop, mówię o tym światowym, a nie o polskim grajdołku, ma się nijak do złotej ery muzyki rap, czyli lat 90. XX w.
Rzeczywiście, nie pamiętam house’owych przebojów z grania na żywo, bo zaczęłam chodzić po klubach pod koniec lat 00, a wtedy grano już w Polsce głównie electro. Ale za dzieciaka oglądałam bardzo dużo telewizji muzycznych, takich jak polska i niemiecka Viva czy MTV. Leciało tam mnóstwo fajnych ówczesnych nowości, by wymienić tylko Boba Sinclara czy Rogera Sancheza.
Osobiście kocham klasyczny house i motywy z tamtych czasów pojawiają się we wszystkich moich setach. Lata 90. i dwutysięczne były złotym czasem dla tej muzyki. Jedyne, co dzisiaj jest lepsze, to mastering, ale zmienił się też sposób słuchania muzyki. Basy i stopa muszą mocno walić, mamy wojnę głośności na streamingach. Na pewno współczesna muzyka elektroniczna brzmi przez to dla większości ludzi lepiej, ale ona jest bardzo generyczna. Trudno dzisiaj o oryginalne kompozycje. Wydawane są ogromne ilości muzyki, która jest bardzo podobna do siebie. Te stare numery były unikalne, miały duszę.
Dlatego kocham edity i remixy, które dają im nowe życie na parkiecie.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że produkcje house nie mają jednego kolory skóry? Bo hip-hop, jazz, funk, blues owszem, miał pojedyncze białe gwiazdy, ale kojarzy się jednak z czarnymi artystami. Z kolei rock, metal, gothic czy new romantic to w zasadzie biali wykonawcy. A w house’ie odnajdują się wszyscy.
Wydaje mi się, że od strony wykonawczej muzyka house jest mocno związana z kulturą afroamerykańską. Klasyczny house opiera się w 90% na samplach z muzyki soul i disco, którą wykonywali w większości Czarni.
Ale od strony słuchacza, absolutnie jest to muzyka dla każdego. Co więcej, myślę, że to ten rodzaj muzyki elektronicznej, który w szczególny sposób jednoczy ludzi na parkiecie.
Nie wszyscy czytelnicy ZazyjKultury mogą kojarzyć Cougar. Powiedz, gdzie w Warszawie z reguły można zobaczyć Cię za konsoletą?
Właściwie w Warszawie wciąż brakuje miejsc, w których grywałoby się tylko albo przeważnie house. Np. w Poznaniu takim miejscem są Rewiry. Staram się przemycać house wszędzie, gdzie tylko akurat gram. Bywam często w barze Studio i w DZiK-u – tam podaję house w bardziej strawnym dla przeciętnego słuchacza wydaniu, wplatam w niego znane muzyczne motywy. Ostatnio odwiedziłam Pragę Centrum, grając po Folamourze, i myślę, że wrócę tam jeszcze w tym roku. Latem dużo grywam nad Wisłą. Poza Warszawą znajdziecie mnie w tym roku na takich festiwalach jak SnowFest czy Electric Alps oraz na Zlocie Ludzi Nieśmiałych.
Na koniec moje tradycyjne pytanie, a właściwie prośba, z którą zwracam się do każdego rozmówcy: wymień 3 ulubione utwory muzyczne i krótko uzasadnij swój wybór.
„DVNO (Surkin Remix)” – Jus†icE – bo od pierwszej płyty tego francuskiego duetu zaczęła się moja przygoda z elektroniką.
„Blind” – Hercules and Love Affair – bo od niego zaczęła się moja fascynacja muzyją disco.
„My My My” – Armand Van Helden feat. Tara McDonald – bo Armand van Helden pokazał mi piękno muzyki house.
Dziękuję za wywiad.
(zdj. ze zbiorów Lulu Zubczyńskiej)
Cougar a.k.a Lulu Zubczyńska
Ur. jako Agnieszka Zubczyńska, 1991 r. – Warszawa, Polska.
Edukacja: Instytut Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawska Szkoła Filmowa, Wydział Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Autorka etiudy filmowej „Skazani na Glam” (2015) i montażystka w filmie dokumentalnym „Filipka” (reż. Dawid Nickel, 2023); raperka w projekcie muzycznym Lulu x Uaziuk; DJ-ka i propagatorka muzyki house; członkini kolektywu DJ-skiego San Junipero Girls Crew; współautorka vloga Tęczowy Lifestile.
Lulu Zubczyńska telling stories: TUTAJ
Groovoterapia: TUTAJ
Bilety na SnowFest Festival w Szczyrku (07-08.03.2025): TUTAJ
Electric Alps 2025 w Les Menuires/Francja (21.03-30.03.2025): TUTAJ
Zlot Ludzi Nieśmiałych 2025 w Lubogoszczy (19-22.06.2025): TUTAJ