Nie ufaj nikomu, kto ma coś do zyskania lub stracenia.

DSC_1132„Trzeci tom bestsellerowej serii LUX
Nikt nie jest jak Daemon Black.
Gdy się uparł, że udowodni mi swoje uczucia, nie żartował. Już więcej w niego nie zwątpię. Teraz, gdy najtrudniejsze za nami, cóż… jesteśmy ze sobą znacznie bardziej spontaniczni. Ale nawet on nie może ochronić swojej rodziny przed niebezpieczeństwem związanym z uwolnieniem ukochanych.
Po wszystkim co się stało, nie jestem już tą samą Katy. I nie jestem pewna, jak to się skończy. Gdy każdy krok ku prawdzie zbliża nas do tajemniczej organizacji, odpowiedzialnej za torturowanie i testowanie hybryd, zdaję sobie sprawę, że dobre zakończenie nie istnieje. Śmierć kogoś bliskiego jest nadal świeża, pomoc przybywa z najmniej spodziewanego źródła, przyjaciele stają się dla nas śmiertelnym zagrożeniem, ale my nie możemy za
wrócić. Nawet jeśli wynik tego starcia zniszczy nasze światy na zawsze.”

Źródło opisu

 

Nie ufaj nikomu, kto ma coś do zyskania lub stracenia – to bez wątpienia myśl przewodnia trzeciego tomu serii Lux. Pragnienie spełnienia swoich „marzeń” przysłania bohaterom prawdziwy obraz sytuacji. Wiara, że coś będzie dobrze, wcale nie wystarcza. A najgorszy błąd, jaki można popełnić to zaufać swoim wrogom. Nawet we wspólnej sprawie. Nie wszyscy grają fair. Każdy może zdradzić każdego.

Już w Onyksie dało się zauważyć spadek uwagi poświęcanej innym bohaterom niż Katy i Daemon. W Opalu pogorszyło się to jeszcze bardziej. Pozostałe postacie jak Dee, Dawson czy Blake są zepchnięte na odległy plan. Wspominane są przy okazji. Czasem na siłę, jakby autorka chciała ich wcisnąć do historii, ponieważ dawno się nie pojawili. Nie wiem co tknęło Armentrout do takiego obrotu sprawy, ale na pewno nie było to nic dobrego. Książka wiele na tym straciła. Stała się monotonna. Ciągle tylko Daemon i Katy. Katy i Daemon. Jakby wszyscy inni nagle zapadli się pod ziemie. A sami główni bohaterowie stracili gdzieś swój pazur. Ona wróciła do etapu potulnej Katy, a Daemon nie zrobił nic w typowym dla siebie stylu.

Brakowało mi także odrobinę pikanterii. Wydawać by się mogło, że kiedy bohaterowie są na takim etapie, w którym dążą do zrobienia TEGO, stanie się coś, co przyśpieszy bicie naszych serc. Nie wiem, czy to wina autorki, czy może gatunku, w jakim książka jest napisana. Ale odrobina pikanterii nie zaszkodziłaby ani trochę. Za to zaserwowano nam chaotyczny opis PRZED i PO – zupełnie nic niewnoszący. Równorzędnie mogłoby tej sceny w ogóle nie być albo najwyżej wspomniana gdzieś przy okazji.DSC_1140

Przyznam, że Opal mało mnie zaskoczył… do czasu. Ostatnie rozdziały wynagrodziły z nawiązką wszelkie niedogodności. Poczynając od niezwykłej niespodzianki szarmanckiego Daemona, a kończąc na niesamowitym zakończeniu, które było jednym wielki WOW. Jeśli Armentrout napisałaby w takim stylu całą tę część, to byłaby wtedy naprawdę niesamowitą książką.

Wiele osób narzeka na okładki serii Lux. Mnie osobiście one nie przeszkadzają. Powiedziałabym nawet, że są całkiem niezłe. Jednak muszę się zgodzić z tym, że para znajdująca się na nich jest zdecydowanie zbyt dojrzała. Przedstawionych na nich mamy dwudziestoparolatków, kiedy nasi bohaterowie to zaledwie grupa nastolatków niczym nieprzypominających osoby z okładek.

Zachwycają mnie natomiast grzbiety tych książek. Są naprawdę wyjątkowe. Oddają klimat. Twórcy okładki zdecydowanie w całości na to powinni postawić.

 

Co mogę powiedzieć na koniec? Mimo wszystkich tych niedociągnięć książka mi się podobała. Może największy w pływ ma na to zakończenie? Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Jednak śmiało mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie pominięcia tej części. Bez niej czułabym się niekompletna. Ze zniecierpliwieniem czekam, aż będą mogła sięgnąć po Origin.


A.

Opal-Jennifer-L-Armentrout

Dodaj komentarz