Kto nie marzył o psie? Prawie każde dziecko pewnego dnia podchodzi do rodzica i mówi, że chce zwierzątko. Uważam, że jest to stały schemat w życiu każdego. Część z was pewnie niedawno było na tym etapie, inni jako rodzic mają go przed sobą. Cieszycie się?

Gucio dostał możliwość wybrania sobie prezentu na urodziny, i wybrał… psa! Razem z rodzicami i siostrą udał się do schroniska, by wybrać swojego nowego ulubieńca. To zastanawiające, że dzieci często nie decydują się na słodkie, małe szczeniaczki, czy zabawne futrzaki, tylko na te malutkie, smutne zwierzątka, których nikt nie chce. Tak samo było w tym przypadku. Tak oto Kropsa trafiła do nowego domu. Wszyscy ją pokochali, mimo tego, że okazała się dziwnym psem… Czy na pewno psem? Czy ostatecznie odnajdzie się w domu Gucia? Czym się zajmuje jego dziwna sąsiadka i dlaczego tak bardzo intryguje ją zwierzę małego chłopca?

Ze „Zwariowanymi rodzinkami” spotkałam się całkiem niedawno. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym cyklu i byłam bardzo ciekawa, co nowego pojawiło się dla naszych młodych czytelników, co teraz ma ich zachęcić do poznania własnej wyobraźni i czytania. Poprzednia książeczka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Teraz przyszedł czas na kolejną, która swoją drogą bardzo mnie zaintrygowała. Pies dinozaur? Pomyślałam, że to musi być ciekawe. Prawie każde dziecko przechodziło „fazę prehistorii”. Do dzisiaj na moich półkach zalegają encyklopedie na ten temat i zmyślone opowiadania. Czy „Mój pies jest dinozaurem” jest godne, by znaleźć się w tych cennych dziełach?

Autor wpadł na dość oryginalny pomysł. Historii o tych weteranach dawnych czasów jest naprawdę dużo. Większość ma zabawiać młodsze osoby, ale pojawiły się również takie produkcje jak np. „Park Jurajski”. W „Zwariowanych rodzinkach” temat jest całkiem inaczej ujęty i właśnie to przypadło mi do gustu. Jest to wręcz szalona koncepcja, ale bez wątpienia rozwija wyobraźnie i pozwala oderwać się od codziennego schematu. Tym bardziej, że jest to komiczny sposób, który nieraz wywołał uśmiech na moich ustach i pozwolił na odpoczynek.

Fabuła opowieści jest bardzo wciągająca. To jest jej największy plus. Mimo że to nie jest powieść na mój wiek, to i tak nie mogłam się oderwać. Tę ponad setkę stron przeczytałam naraz i byłam zawiedziona, że to już koniec. Język jest bardzo prosty, ale pozwala również dzieciom na naukę nowych słów, dlatego jestem przekonana, że z taką samą pasją oddadzą się lekturze. W końcu nie jest to przymusowa książka do szkoły, tylko coś, co przyciągnie każde dziecko do czytania. Historia naprawdę jest ciekawa i w pewien sposób nieprzewidywalna. Jak już wcześniej wspomniałam, pojawia się komizm sytuacyjny, sprawiający, że i dorosły, i mały szkrab zaśmieje się nieraz podczas tej opowieści.

Niestety nie do końca przypadł mi do gustu główny bohater – Gucio. Jest to dla mnie papierowa postać, która poza podstawowymi cechami nie wykazuje żadnych innych. Brakuje mu pewnego typu polotu, co bardzo mnie irytowało. Po przeczytaniu „Zwariowanych rodzinek” nie jestem w stanie powiedzieć zbyt dużo o nim. Natomiast jego siostra – Fisia – zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, mimo że pojawiała się rzadko. Przez te kilka epizodów ukazała wiele swoich cech. W opowiastce jest wiele barwnych charakterów, znacznie różniących się od siebie, dzięki czemu powieść jest bardziej barwna.

Tematyka historii jest pouczająca i wyjątkowo istotna dla dzieci. Dla mnie już nie odgrywała tak istotnej roli, ale pamiętam, jak kiedyś bardzo przejmowałam się sprawami tego typu i wzruszały mnie wszystkie takie opowiadania. Myślę, że rodzice również powinni być obecni przy czytaniu tej książki, ponieważ jest ona dla nich ostrzeżeniem. Oczywiście nie mówię tu o jakiś wielkich groźbach, ale można wyciągnąć z niej wiele przemyśleń dotyczących wychowania i przede wszystkim miłości.

Tak samo, jak w poprzedniej części „Zwariowanych rodzinek” zwróciłam uwagę na ilustracje. Są zabawne, przez co ubarwiają książkę i pozwalają na lepsze wyobrażenie sobie niektórych zdarzeń. Nie jest ich też za dużo, co jest bardzo pozytywnym aspektem, ponieważ to ma być pewnego rodzaju powieść, a nie album z pięknymi obrazkami.

Przyznaję, że „Mój pies jest dinozaurem” jest dobrą książką, która bez wątpienia spodoba się dzieciom. Nie jest idealna, ale ma wiele dobrych stron i można z nią spędzić mile czas.

Mój-pies-jest-dinozaurem-Jackie-French

Dodaj komentarz