„Słodkiego miłego życia” – między KOMBI(I) a prawdą…
Założyciel i wieloletni lider zespołu KOMBI Sławomir Łosowski to jedna z postaci niezasłużenie zapomnianych przez polski przemysł muzyczny. Większość młodych ludzi, zasłuchanych w przebojach takich jak „Słodkiego, miłego życia” czy „Nasze Randez – Vous” pewnie nie zna nawet jego nazwiska. Na szczęście założyciel i wieloletni szef pionierskiej dla polskiej muzyki elektronicznej grupy nadal tworzy i koncertuje, jednocześnie walcząc z kłamstwami, których wokół jego zespołu narastały przez lata. Książka „Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia” stanowi podsumowanie życia i kariery muzyka.
Ze wstępu jasno wynika, że książka powstała po to, aby odkłamać historię KOMBI. Na szczęście walka z nieprawdą nie jest główną osią narracji. Czytając można poznać w zasadzie całe życie autora, od dorastania w artystycznym domu, przez pierwsze próby muzyczne, aż do ostatniej, nagranej w tym roku płyty pt. „Nowy Album”. Autor, niekiedy wspomagany przez rozmówcę, ma na szczęście świetną pamięć, co pozwala czytelnikowi poznać wiele szczegółów i przyswoić prawdziwy obraz niepewnej kariery muzycznej, która w poprzednim ustroju była niekiedy wręcz skrajnie trudna.
Współautor książki Wojciech Korzeniewski jest człowiekiem, który pracował przy zespole przez wiele lat, pomagając przy promocji lub pełniąc funkcję menadżera. Dzięki temu wywiad – rzeka, który przeprowadził z Łosowskim, pozbawiony jest sztampowych regułek i wtórnych, bezsensownych deklaracji. Rozmowę czyta się szybko i sprawnie. Mnogość tematów nie powoduje chaosu, bo autorzy doskonale wiedzą, co chcą przekazać. Przemykając przez kolejne strony, poznajemy dość skomplikowaną historię zespołu „Akcenty”, moment zmiany jego nazwy na KOMBI, największe sukcesy grupy i niełatwe zawirowania. Wszystko to wśród opowieści o zdobywaniu kupowanych za ciężkie pieniądze zagranicznych syntezatorów, budowanych lub nabywanych wzmacniaczy, organizacji koncertów i prób przeprowadzanych na werandzie. Sławomir Łosowski to rozmówca dokładny i otwarty. Ujmujące są jego opowieści z dzieciństwa, kiedy miał jeszcze zostać rysownikiem (co później de facto się stało), retrospekcje z zabaw, na których grano bez przerwy, by goście się nie pobili, skromne podejście do niemałych przecież sukcesów KOMBI i wreszcie zdrowy dystans do konfliktów, które z czasem poróżniły głównego bohatera z kolegami z kapeli.
Trzeba bardzo wyraźnie zaznaczyć, że Sławomir Łosowski, mimo ewidentnego i niemałego żalu do kolegów tworzących obecnie bez niego w Kombii, nie mści się na nich na kartach książki. Stara się raczej opowiedzieć historię z własnej perspektywy. Niekiedy relacja robi się nieco emocjonalna, ciężko jednak wyczuć chociaż gram zawiści. Najtrudniejsze dla bohatera momenty kariery muzycznej, czyli czas, w którym musiał zmierzyć się z faktem powstania zespołu, który przypisał sobie jego dorobek, wspomina on raczej z przykrością, niż z furią. Jednocześnie nie umniejsza roli i zasług panów Skawińskiego i Tkaczyka. Wszystkich muzyków traktuje dzisiaj z szacunkiem i wydaje się być im mimo wszystko wdzięczny. Jeśli ktoś spodziewał się publicznego prania brudów, obelg albo tabloidowych zagrań, mocno się zawiedzie. Biorąc pod uwagę, jak kusząca w sytuacji autora była perspektywa napisania książki – odwetu, należy docenić wielką klasę, z jaką podszedł do tych drażliwych kwestii.
Podczas lektury, w oczy rzuca się niezwykły zmysł organizacyjny Sławomira Łosowskiego. Z jego opowieści wynika, że przez wiele lat to on dbał o każdy najmniejszy szczegół działalności kapeli, od większości kompozycji, przez koncerty, aż do świateł. Często mówi o KOMBI jako „swoim zespole”, co jest absolutnie uzasadnione. Warto o tym pamiętać, gdy po raz kolejny usłyszymy w radiu któryś z jego starszych hitów, a wdzięczność byłych współpracowników znów ograniczy się do zdawkowego „Sławku, dziękujemy” wypowiedzianego pomiędzy piosenkami na koncercie.
Mimo wielu trudnych wątków życia kompozytora (takich jak ciężka choroba żony czy konflikt z wiadomymi muzykami) książka jest też pełna prześmiesznych anegdot i ciekawych, zakulisowych historii. Nie jest nimi przepakowana, elementy humorystyczne stanowią jednak ważną część książki. Dowiadujemy się na przykład, kiedy lwy mają problemy żołądkowe, dlaczego delegaci z PAGARTU byli niekiedy „upadłymi aniołami” i gdzie zespół KOMBI został uwięziony w willi człowieka z mafii. Wszystko to pośród wielu pionierskich dla Polski instrumentów i rozwiązań technicznych, w których Łosowski jest przecież mistrzem. Dzięki temu książka „Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia” jest jak dobry koncert – kończy się nagle i niespodziewanie, pozostawiając niedosyt. Na szczęście Łosowski ciągle działa i tworzy, a „Nowy Album” KOMBI pozwala sądzić, że jeszcze sporo tych dobrych koncertów nastąpi.
Książka „Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia” to tytuł absolutnie obowiązkowy dla każdego polskiego fana muzyki i inspirujących biografii. Pełno w niej opisów dziwnej, polskiej wersji tak zwanego show businessu, zmagań artystycznych i trudności osobistych, ale też wielu szczęśliwych, satysfakcjonujących chwil. Wszystko w atmosferze, spokojnego, rzeczowego rozliczenia z przeszłością. Jak pisze główny bohater „Przywracamy prawdę o KOMBI, która została sfałszowana”. Po lekturze łatwo stwierdzić, że prawda została przywrócona. Sięgnijcie po książkę i przeczytajcie po prostu kawał świetnego wywiadu. Bo przecież zostanie z nas tylko „parę nut, na wietrze pył, więcej nic”. Przedtem możemy jednak poznać prawdę i parę niezłych historii.
Bartek Piwowarczyk