W rok po premierze „Piaskuna” wydanego przez Czarne, Lars Kepler powraca z nowym tomem kryminalnych zagadek z niepokornym komisarzem Jooną Linną w roli głównej. To bardzo dobra wiadomość, szczególnie dla fanów „Hipnotyzera” tegoż autora oraz dla tych, którzy lubią „mocną” literaturę z pograniczna mrożącego krew w żyłach thrillera i typowego slashera.

„Stalker” jest narracją nieporównywanie bardziej rozbudowaną niż dość przeciętny „Piaskun”. Ukrywające się pod literackim pseudonimem małżeństwo stworzyło fabułę precyzyjną, w której sporo mrocznego psychologizmu, jak z powieści Thomasa Harrisa oraz interesująco oddanego lokalnego kolorytu niczym z trylogii Millenium. „Stalker” to historia serii brutalnych morderstw popełnianych na kobietach, które będąc same w domu nie przeczuwają obecności czającego się za oknami podglądacza, który w szale nienawiści masakruje im twarze. Wstrząsające zbrodnie oraz podsyłane policji poprzez YouTube’a filmiki ukazujące ofiary tuż przed śmiercią, stają się impulsem do powrotu w szeregi szwedzkiej służby kryminalnej Joony, który boryka się nie tylko ze śmiercią żony, ale z poważnymi niedomaganiami fizycznymi. To trochę przerysowana postać, ale proza tego gatunku lubi takowe przejaskrawienia. Niezwykle interesująco wypadł wątek ze znanym z „Hipnotyzera” lekarzem psychiatrii, Erikiem Marią Barkiem, który, obok Joony Linny jest pierwszoplanową postacią „Stalkera”.

Kepler zagłębia się w „Stalkerze” w mroczne i brudne miejsca Sztokholmu. Bardzo obrazowo i przekonująco przedstawione zostały ostatnie minuty życia obserwowanych kobiet, ich strach, ból i moment samej śmierci obserwujemy z perspektywy trzecioosobowego, wszystkowiedzącego narratora przez co włos jeży się na głowie. Ale nie tylko sceny zbrodni są wnikliwie odrysowane. Jak wspomniałam wyżej, „Stalker” to przede wszystkim powieść o tej złej, pierwotnej stronie ludzkiej natury, gdzie dominuje popęd seksualny, brutalność, uzależnienie, obsesja, nienawiść. Osobą łączącą te dwie przestrzenie fabuły – kryminalną sprawę zabójstw ze szczególnym okrucieństwem oraz niebezpieczny półświatek heroinistów i hedonistów – jest kaznodzieja Rocky Kyrklund, jeden z ciekawszych charakterów „Stalkera”.

Bardzo cenię powieści z dreszczykiem, które nie są żmudnym sprawozdaniem z kolejnych etapów badania miejsca zbrodni i zawiłego splątywania tropów. Lubię narracje skomplikowane psychologicznie, wielowątkowe, z mocnym tłem społecznym, tak, jak nauczył tego Stieg Larsson. „Stalker” stoi zatem niebezpiecznie blisko ideału.

478510-352x500

Dodaj komentarz