Bardzo lubię oryginalne, niszowe projekty. Cenię artystów, którzy odważają się zejść z głównego szlaku, z autostrady o nazwie Mainstream, choć często niesie to za sobą zmniejszenie szans na duży zarobek. Ale jeśli pieniądze są jedyną motywacją malarza, reżysera filmowego czy piosenkarza to bardzo często ich „dziełom” brakuje jakości.
Problem z projektami niszowymi jest taki, że wiele razy dowiadujemy się o nich po czasie. W przypadku filmu lub płyty nie stanowi to problemu, bo można je obejrzeć w późniejszym terminie. Natomiast gdy rzecz ma się np. z projektem malarskim, w którym można wziąć udział, szybka informacja jest wręcz wskazana. Co z tego skoro media nie promują takich działań. Dla portali internetowych ważniejsze jest podawanie przeszłości kryminalnej sprawcy wypadku w Warszawie albo promowanie tych książek, za których promocję słono zapłacono. Praktycznie nie istnieją wiadomości lokalne, a jeżeli już, to ograniczają się one do kronik kryminalnych, informacji o korkach i wypadkach w metrze oraz do zapraszania na wielkie imprezy masowe.
I właśnie z wyżej wymienionych powodów niełatwo jest się dowiedzieć o artystycznym projekcie Marii Michoń. Malarka z Częstochowy wymyśliła sobie, że będzie tworzyć obrazy… brzuchów. Samych brzuchów i tylko brzuchów. Modelem może być każdy, w tym jak najbardziej osoby wstydliwe, ponieważ do danego obrazu (a raczej obrazika, bo dzieła są niewielkiej wielkości) nie jest przypisane nazwisko, nie widać także twarzy pozujących. Pozowanie trwa nie więcej niż minutę, gdyż polega na odsłonięciu brzucha. Wówczas artystka robi zdjęcie, które potem przenosi na obraz. Całość pracy będzie się właśnie składała z takich brzuszków, „Brzuszków Warszawy”. Chętni do pozowania mogą się jeszcze zgłosić osobiście do Marii Michoń w najbliższą sobotę, tj. 28.10.2024 r. Należy wtedy przyjść do niewielkiej pracowni przy Mazowieckim Instytucie Kultury na ul. Elektoralnej 12 w godzinach 11:00-13:00.
Poniżej przedstawiam mój wywiad z artystką.
Na początku powiedz kilka słów o sobie. O tym skąd jesteś, skąd pomysł na zostanie artystką, twórczość jakich ludzi była/jest dla Ciebie inspiracją?
Od małego chciałam zostać artystką. W wieku 7 lat poszłam do szkoły muzycznej w klasie skrzypiec i z powodzeniem dotrwałam aż do końca studiów na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Oczywiście miewałam różne pomysły na siebie, więc większość życia spędziłam w dwóch szkołach, jednocześnie pragnąc zostać naukowcem i artystą, co jak się okazuje zupełnie się nie wyklucza.
Inspiruje mnie twórczość Aliny Szapocznikow, Neri Oxman, Georgii O’Keeffe, Jean-Michela Basquiata, projekty modowe Arkadiusa oraz sztuka średniowiecza. Ogólnie to taki mix wybuchowy.
No właśnie, naprawdę nazywasz się Maria Hulist. Dlaczego to Michoń jest Twoim artystycznym nazwiskiem?
Michoń to moje nazwisko rodowe i właśnie pod takim tworzyłam jako mała dziewczynka. Po latach, gdy zmieniłam nazwisko na Hulist, to bardziej identyfikowałam je z pracą naukową i pracą w ogóle. Michoń zostawiłam sobie wewnętrznie, na to co jest moje intymne, dziecinne, czyli na miłość do sztuki.
Skąd pomysł na malowanie samych brzuchów?
W historii sztuki same brzuchy już się kiedyś pojawiły. Znane są chociażby „Wielkie Brzuchy” Aliny Szapocznikow. Właściwie to od dawna myślałam o relacji osób z ich brzuchami. Nie zawsze jest ona dobra, właściwie częściej jest zła. Zastanawiałam się, czym ten brzuch zawinił, że nie chce być taki jak z wyretuszowanego zdjęcia w reklamach. Ktoś musiał odczarować te przedstawienia. Padło na mnie.
Jestem jedną z osób pozujących do projektu, więc wiem, że najpierw robisz danej osobie zdjęcie brzucha, a dopiero potem, już bez modela, przenosisz to na płótno. Rozumiem, że było to prostsze do ogarnięcia niż opcja malowania patrząc na żywego modela?
Z przyjemnością malowałabym patrząc na żywego modela, ale rzeczywiście ten proces jest bardzo długotrwały, a ja często pracuję w bardzo dziwnych porach. Dlatego łatwiej jest zrobić zdjęcie.
Nie jestem fanem brzucha, natomiast, pewnie jak każdy, mam swoje ulubione części ciała, na które lubię patrzyć u innych osób. Tyle, że nie umiałbym ich oddzielić od twarzy, tzn. patrząc na te fragmenty ludzkiego ciała chciałbym też widzieć do kogo one należą. Nie korciło Cię by np. w prawym górnym roku pracy dodać malutkie zdjęcie twarzy modela/modelki? Albo chociaż dopisać np. Alina, 42 lata.
Chciałam zapewnić modelom komfort i anonimowość. To i tak już dużo, że zgodzili się zapozować. Oczywiście jestem im za to bardzo wdzięczna. Poza tym, ja lepiej zapamiętuję te brzuszki niż twarze. To zabawne, ale tak naprawdę jest. Pamiętam nawet, gdzie i kiedy były robione zdjęcia, jaka była wtedy pogoda itp. Dla mnie brzuszki mówią mi wszystko.
Pozować do projektu będzie jeszcze można w najbliższą sobotę, tj. 28.09.2024 r., w małym pomieszczeniu na ul. Elektoralnej w Warszawie, przy Mazowieckim Instytucie Kultury. A gdzie potem będzie można oglądać całość pracy?
Zaraz po zakończeniu projektu, 30.10.2024 r., zrobię mini-wernisaż w mojej tymczasowej pracowni na Elektoralnej. Dodam, że brzuszki są elementem mojej pracy doktorskiej. Będą prezentowane za trzy lata w Częstochowie, a później spróbuję pokazywać je różnych miejscach w Polsce.
Co po brzuszkach Warszawy? Stópki Koszalina? Kolana Śląska? A może projekt zupełnie niezwiązany z ludzką fizjonomią?
Następny projekt to pewnie będzie abstrakcja. Tak dla odreagowania tego realizmu.
Na koniec moje tradycyjne pytanie, które zadaję każdemu: wymień 3 swoje ulubione utwory muzyczne wszechczasów, krótko uzasadniając wybór.
„Sonata na skrzypce i pianino” belgijskiego kompozytora Césara Francka w wykonaniu Kai Danczowskiej i Krystiana Zimmermanna. Kocham ten utwór. To jeden z ostatnich utworów, jakie grałam na skrzypcach zanim skończyłam karierę skrzypaczki.
„Nothing Compares 2U”, ale w wykonaniu Prince’a. Lubię rzeczy w oryginale, a jednak w tym konkretnym przypadku zapomina się, kto ten utwór rzeczywiście skomponował.
„Jealous Guy” Johna Lennona, bo lubię męski wokal, ale też dlatego, bo bardzo dobrze wspominam gwiżdżącego przy tej piosence teścia.
Dziękuję za rozmowę.
(Zdjęcia ze zbioru artystki; ilustracją muzyczną wywiadu jest utwór Johna Lennona pt. „Jealous Guy” pochodzący z wydanej w 1971 r. płyty „Imagine”)
Maria Michoń
(Maria Hulist)
Ur. 03.01.1989 r. – Częstochowa, woj. częstochowskie (obecnie woj. śląskie), Polska.
Edukacja: Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie (skrzypce), Akademia Jana Długosza w Częstochowie (malarstwo sztalugowe).
Wybrane wystawy: „Weź taniec pod lupę” (Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie, 2018), Wystawa malarstwa (Galeria Maya w Toruniu, 2019), „Kwestia koloru” (Galeria Nobilis w Elblągu, 2020), „Nieistniejące” (Galeria Dom Praczki w Kielcach, 2021), mini-wernisaż prac z cyklu „Brzuszki Warszawy” (Mazowiecki Instytut Kultury w Warszawie, 2024).
Nagrody i wyróżnienia: dwukrotna stypendystka Prezydenta miasta Częstochowy oraz Stypendium Artystycznego Naczelnika Wydziału Kultury i Sztuki w Częstochowie, wyróżnienie na ogólnopolskim konkursie „Wiersz + Obraz” w ramach 9. Festiwalu Poezji w Sopocie (2017).
Strona na FB: TUTAJ