Przeciętny odbiorca muzyki raczej nie zastanawia się jak powstał dany utwór. O ile zwróci jeszcze uwagę na kompozytora i autora tekstów, to już zupełnie nie będą go interesowali ci, którzy pomogli głównemu artyście nagrać daną piosenkę. Muzycy sesyjni są często porównywani do ludzi od czarnej roboty – nikt o nich nie mówi, ale bez nich nikt nie mówiłby o kolejnej płycie danego gwiazdora. Muzyk sesyjny to taki Claude Makélélé w piłkarskiej drużynie Francji w latach 1995-2008. Bez niego nie błyszczałyby tak jasno gwiazdy pokroju Zinedine’a Zidane’a czy Thierry’ego Henry’ego. Polskim Zinedinem Zidanem alternatywnego hip-hopu jest z pewnością Fisz, którego basistą przez 11 lat był Marcin Pendowski, od dekady znany również jako Pendofsky, i to właśnie z nim przeprowadziłem poniższą rozmowę.
Do legendy przeszedł już wywiad* sprzed kilkunastu lat, w którym dziennikarka Radia Koszalin pytała Wojciecha Waglewskiego m.in. o to, kto tworzy muzykę i słowa w VooVoo. W pewnym momencie Waglewski zdenerwowany całkowitą niewiedzą dziennikarki przerwał rozmowę. Czy Tobie także zdarzyło się rozmawiać z dziennikarzem, który kompletnie nie znał się na Twojej twórczości?
Zawsze dziennikarze, z którymi miałem okazję porozmawiać byli znakomicie przygotowani i wiedzieli dużo o moich wydaniach, basówkach i w ogóle o filozofii tworzenia przeze mnie muzyki. Myślę, że moja twórczość im się po prostu podoba. Inna sprawa, że aktywnie prowadzę swoje kanały społecznościowe, na których jasno mówię kim jestem i o co mi chodzi w muzyce, a to bardzo ułatwia późniejsze rozmowy.
Załóżmy, że Marcin Pendowski ma znów 19 lat i raźnym krokiem wkracza z gitarą pod pachą w świat muzyki. Zmieniłbyś coś? Poszedłbyś w innym kierunku, współpracowałbyś z innymi artystami?
Gdy miałem 19 lat, to grałem już w zespole Artrosis na basie i nagrywałem z nimi pierwsze płyty dla Metal Mind Productions. Występowaliśmy na wielu festiwalach, m.in. na Metalmanii, czy Castle Party. Stale gdzieś jeździliśmy busem, i to jeżdżenie na koncerty właściwie się nie zmieniło do dziś. Bardzo ciągnęło mnie jednak do jazzu, i tak się złożyło, że na Uniwersytecie Zielonogórskim, na którym wcześniej studiowałem, otworzyli kierunek Jazz i Muzyka Estradowa, gdzie mnie przyjęto. Gry na kontrabasie uczył mnie tam Jacek Niedziela, wykonujący bebop jak mało kto. Wtedy też powstawały moje pierwsze kompozycje. W tamtym czasie ćwiczyłem jak szalony, uczyłem się solówek jazzmanów, ciągle miałem basówkę w ręku.
Wracając do pytania, nie, nic bym nie zmieniał.
Przez wiele lat grałeś z Fiszem. Mógłbyś zdradzić, jak to wyglądało od zaplecza?
Granie z Fiszem to było moje podstawowe zajęcie artystyczne od 2011 do 2022 r., czyli do czasu, gdy nasze drogi się rozeszły. Fisz to znakomity artysta. Jest kreatywny, konsekwentny, bardzo pracowity i ma pomysł na siebie. Posiada także dobry gust. Nigdy nie gra coverów, nie pragnie być jurorem w kolejnym TV show, jego muzyka nie jest puszczana w komercyjnych stacjach radiowych, a jednak nagrałem z nim 5 płyt, tworząc m.in. takie hity jak „Telefon”, „Ślady” i „Biegnij dalej sam”. Dostaliśmy 3 platynowe i 3 złote płyty, pojawiały się nominacje do Fryderyków, a przez ostatnie 6 lat wszystkie nasze koncerty były wyprzedane. Podróżując z zespołem zawsze słuchaliśmy ciekawej muzyki. Bardzo dużo nauczyłem się od Fisza – przede wszystkim tego, że trzeba mieć pomysł na siebie, nie wymiękać i konsekwentnie podążać swoją ścieżką.
Zanim w 2015 r. nagrałeś debiutancką solową płytę brałeś udział jako muzyk sesyjny w powstawaniu ok. 50 krążków innych artystów. Co spowodowało, że tak długo dojrzewałeś do „urodzenia własnego dziecka”? Względy finansowe? A może po prostu nie miałeś potrzeby wychodzenia przed szereg?
Zawsze chciałem nagrywać swoją muzykę, miałem dużo pomysłów na tematy, riffy, instynktownie przeczuwałem, że to jest dobre. Poza tym dobrze czułem się na scenie. To jak grałem na basie podobało się zarówno kolegom z zespołu jak i publiczności, co dodawało mi pewności siebie. Ale by zacząć być frontmanem potrzebowałem znakomitych muzyków, którzy postrzegają muzykę podobnie do mnie. I takich znalazłem w Warszawie. Po przeprowadzce do stolicy potrzebowałem kilku lat na okrzepnięcie, ułożenie sobie życia i poznanie się z kolegami.
Występowanie jako sideman [muzyk towarzyszący – przyp. J.W.] nie cieszyło mnie tak, jak granie i komponowanie swojej muzyki. Ludzi nie obchodzi, kto gra na scenie z gwiazdą. Muzycy towarzyszący są traktowani jak robotnicy na budowie.
To może przedstaw krótko zespół, który Ci towarzyszy.
Od pierwszej płyty rdzeniem zespołu Pendofsky są te same postaci, czyli Tomek „Harry” Waldowski na perkusji, Krzysiu Kawałko na gitarze, Marcin Kajper na saksofonie tenorowym, Marcin Cichocki na organach Hammonda, Dominik Jaske na congach oraz Rafał Dubicki na trąbce. Jesteśmy przyjaciółmi. Chłopaki potrafią grać jak nikt inny, i nie zrobiłbym takiego „wow” na rynku muzyki jazzowo-alternatywnej, gdyby właśnie nie oni. Kompozycje, riffy, teksty, produkcja, miksy i ogólny pomysł na muzykę jest mój, ale reszta zespołu daje od siebie swój pierwiastek, który jest fenomenalnym zestawieniem sprawiającym, że muzyka ma to COŚ.
Porozmawiajmy teraz o Twojej najnowszej płycie „Kuratorium”. W żadnym z dostępnych wywiadów nie znalazłem pytania skąd nazwa krążka? Czyżby to była radość z tego, że pan Czarnek nie jest już ministrem edukacji?
W czerwcu 2021 r. uczestniczyłem w poważnym wypadku na motocyklu. Młody chłopak zajechał mi drogę samochodem. Miałem rekonstruowane oba oczodoły, czaszkę połamaną w 12 miejscach, nie lepiej było z miednicą, barkiem i kciukiem. Przez rok byłem wyłączony z obiegu. I gdy tak leżałem połamany w szpitalu, znalazłem na stronie Demotywatorów fotografię wynędzniałego kurnika z kurami w zimowym anturażu – istny obraz nędzy i rozpaczy. Na zdjęciu ktoś przyczepił na owym kurniku dużą tablicę z napisem „Kuratorium”. Bardzo mi się to spodobało. Pomyślałem, że znajdę autora tej fotografii i wezmę ją na okładkę płyty, lecz moje poszukiwania nie zakończyły się sukcesem.
Opowiedz trochę o tej płycie
Znajdziemy na niej featuringi: Tomka Wendta na saksofonie w utworze „Johnny”, Bartka Łęczyckiego na harmonijce w numerach „Starcaster” i „Walkman” oraz Szymona Łukowskiego (klarnet basowy) we wspomnianym już „Starcaster”.
Rdzeń zespołu nagrywałem na taśmę, na 16 śladowego Studera w Tonn Studio w styczniu tego roku, a już w następnym miesiącu zabrałem 12-osobowy zespół „dęciaków”, który pieszczotliwie nazwałem Warsaw Funky Horn Ensamble.
Moim zdaniem „Kuratorium” jest płytą znakomitą nie tylko pod względem artystycznym czy emocjonalnym, ale także pod względem technicznym. Jestem z niej dumny, tak samo jak dumne jest wydawnictwo Judasz Records, które płytę wydało.
Nie ukrywam, że mnie, fanowi muzyki zachodnioafrykańskiej, najbardziej przypadł do gustu singlowy utwór „Walkman” z prawidłowym dla utworów afrobeat i highlife music długim wstępem instrumentalnym. Rzeczywiście, czuć tutaj Afrykę, co podkreśla także Twoja świetna koszula w teledysku. Ale czy nie korciło Cię zaproszenie do „pomocy” w tym nagraniu jakiegoś artysty z Nigerii? Albo chociaż naszego wspólnego dobra polsko-senegalskiego, czyli Mamadou Dioufa?
Nie, to miał być biały, zwykły wokal sfrustrowanego faceta, który użala się, że oczekują od niego pełnej kontroli, odpowiedzialności, ogłady, a w chwilach „W” traci nad sobą tę kontrolę, mimo, że bardzo się stara. To groteska. Ja lubię klimaty typu The Budos Band, czy w ogóle afrobeatowe granie, lecz użycie w tym zestawieniu białego wokalu, opowiadającego w 2 zdaniach o co mu chodzi, wyróżnia tę piosenkę z szeregu innych, produkowanych w podobnym sosie. Ale nie wykluczam wspomnianej przez ciebie współpracy w przyszłych wykonaniach na żywo.
Okładkę do „Kuratorium” stworzył niesztampowy artysta, prywatnie Twój kolega, Przemysław Matecki. I z tego co kojarzę, to już kolejne jego dzieło jeśli chodzi o okładki Twoich płyt. Jak się odbywa powstawanie takiej okładki. Nie chodzi mi o wykonanie, tylko bardziej o proces twórczy. Dajesz Przemkowi nagrania do wysłuchania i on potem chwyta za pędzel czy rzucasz jedynie tytuł i mówisz „Przemo, działaj, bro’!”?
Przemek jest melomanem i sam gra nieźle na gitarze. Kiedyś w młodości przez jakiś czas graliśmy razem gotycki rock w Artrosis. Jest tak, że jak mu wysyłam muzykę, to on zawsze ma jakąś gotową pracę, która idealnie się do tego nadaje. Np. do albumu „Gumolit” miał okładkę na całą płytę oraz z tej samej serii szereg okładek do singli. Obraz z okładki „Kuratorium” ma nieformalny tytuł „Muzyka jest moim oparciem”. Zrobiłem zdjęcie obrazu w pracowni Przemka, a dalej obróbką graficzną zajął się Łukasz Pawlak. Fotografię na okładce zrobił Wojtek Sarnowski.
Gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli Cię posłuchać koncertowo? A może masz jeszcze jakieś inne plany, typu udział w czterdziestej szóstej edycji „Azja Express” albo 79. Tańcu z Gwiazdami?
Najbliższy nasz koncert odbędzie się szóstego grudnia na Rzeszów Jazz Festiwal. Poza tym pracuję intensywnie nad przyszłoroczną trasą po polskich klubach, festiwalach jazzowych i domach kultury. Zależy mi też na udziale w dużych międzynarodowych festiwalach, ale na razie nie chcę zapeszać. Prawdopodobnie jesienią 2025 r. zagramy na Winobraniu w Zielonej Górze. Nie przewiduję udziału w jakichkolwiek programach TV, poza TVP Kultura.
Na koniec moje tradycyjne pytanie, które zadaję każdemu. Właściwie to prośba. Prośba o wymienienie 3 ulubionych nieswoich utworów muzycznych i krótkie uzasadnienie wyboru.
1. „Up From the South” – The Budos Band
2. „100 Days & 100 Nights” – Sharon Jones & The Dap-Kings
3. „The World (Is Going Up In Flames)” – Charles Bradley
Za wszystkim tymi nagraniami stoi Daptone Records, a wszystko z tej wytwórni jest super.
Dziękuję za wywiad.
Ja również dziękuję. A przy okazji chciałbym bardzo gorąco podziękować wszystkim lekarzom z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, którzy poskładali mnie po wypadku. Dzięki Wam dalej mogę zajmować się muzyką. Dziękuję także mojej żonie, która opiekowała się mną w tym trudnym czasie. Specjalne podziękowania należą się także wszystkim kolegom Artystom wspierającym powstanie płyty „Kuratorium” swoim nieprzeciętnym talentem.
Do zobaczenia na trasie!
*- link do wywiadu z Wojciechem Waglewskim: TUTAJ
(zdjęcie pochodzi ze zbiorów prywatnych artysty; ilustracją muzyczną wywiadu jest utwór „Walkmen” pochodzący z najnowszej płyty Pendofsky’ego pt. „Kuratorium”)
Pendofsky
Prawdziwe nazwisko: Marcin Pendowski
Ur. Zielona Góra, Polska.
Edukacja: Uniwersytet Zielonogórski (jazz i muzyka estradowa).
Żona: Barbara.
Funkcje: frontman i basista w zespole Pendofsky, dyrektor artystyczny Judasz Records, ambasador marki Xicorr Watches.
Wydane płyty: „Pendofsky” (Warner Music Poland, 2014), „Gumolit” (Judasz Records, 2020), „Kuratorium” (Judasz Records, 2024).
Ważniejsze utwory: „Pendox” (2015), „Huragan” z Malvvą (2020), „Kilka pytań o wolność” z Ørgankiem (2020), „Synku mój” (2023), „Walkman” (2024).
Strona internetowa: TUTAJ
Bilety na najbliższy koncert w Rzeszowie:TUTAJ