Kilka słów od wydawnictwa:
„Już nie wojna i jeszcze nie pokój. Fascynująca podróż po dwunastu miesiącach strachu, nadziei, euforii i rozczarowania. Najnowsza reporterska opowieść autorki głośnej biografii „Beksińscy…”.
Najnowsza książka Magdaleny Grzebałkowskiej – autorki bestsellerowej biografii „Beksińscy. Portrtet podwójny” – to reporterska opowieść o najbardziej dramatycznym roku XX stulecia. Autorka wkracza na ziemie przez chwilę niczyje, albo właśnie zagarnięte przez nową władzę, by przyjrzeć się z bliska losom ostatnich żyjących świadków tamtego czasu. Ludzi, którzy gonieni strachem próbowali się przedrzeć przez skuty lodem Zalew Wiślany (było ich pół miliona), przesiedleńców, którzy w swoich nowych domach zastawali jeszcze ich poprzednich właścicieli, wychowanków otwockiego domu dziecka dla ocalonych z Holocaustu, szabrowników, dla których wyzwolone tereny stały się gigantycznym sklepem Ikei, ludziom, którzy o włos wyprzedzili własną śmierć. Oddaje głos ofiarom, chociaż i katom poświęca sporo miejsca – zwłaszcza kiedy może dzięki temu pokazać powojenne pomieszanie ról i losów.”
Od dziecka z każdej strony otaczała mnie historia. Żyjąc w kraju takim jak Polska, gdzie każdy skrawek ziemi jest nią przepełniony, trudno żeby było inaczej. Tym bardziej, jeśli mieszka się w jednym domu z osobami pasjonującymi się przeszłością na co dzień. Jednak nigdy nikomu nie udało się przekonać mnie do historii. Kiedy tylko mogłam uciekałam jak najdalej. Od najmłodszych lat wiedziałam, że nie jest czymś, co pochłonie mnie bez reszty.
Czy Magdalenie Grzebałkowskiej uda przekonać się do historii zawartej w swojej książce osobę taką jak ja? Sprawdźmy!
„1945. Wojna i pokój” to kolejna książka historyczna, jaka pojawiła się na naszym rynku czytelniczym. Jednak nie można powiedzieć, że jest taka jak inne. Autorka postawiła opowiedzieć historię zwykłych ludzi mających pecha urodzić się w tak trudnych czasach. Godny uznania jest fakt, że Grzebałkowska postawiła na wspomnienia zwykłych ludzi (takich jak ty czy ja), a nie na osób dzierżących wówczas władzę, jak to zazwyczaj dzieje się w przypadku tego typu literatury.
Trudno również nie podziwiać autorki za ogrom pracy, jaki włożyła w przygotowanie materiału do powstania tego reportażu literackiego. Nie poprzestała jedynie na wiadomościach czy dokumentach powszechnie znanych i dostępnych, ale postanowiła dotrzeć także do innych osób, aby móc usłyszeć ich historię z tego czasu.
Wspominając tamten okres, rzadko mówi się, jak trudny był to czas dla narodów dotkniętych przez wojnę. Był to czas, kiedy brakowało wszystkiego. Czas, który sprzyjał szabrownictwu przez ocalałych. Czas, który trzeba było poświęcić na zagospodarowanie ziem odzyskanych oraz na ponowne zaaklimatyzowanie się w nowej rzeczywistości przez ocalałych. Czas, kiedy pokój był tylko pozorny, a wojna wciąż trwała po cichu.
„1945. Wojna i pokój” została podzielona na dwanaście rozdziałów odzwierciedlających dwanaście miesięcy roku czterdziestego piątego. Ukazując rzeczywistość zmieniającą się z miesiąca na miesiąc. Każdy z rozdziałów rozpoczynał się serią kilku ogłoszeń z gazet mających na celu uświadomić nam horror przeżywany przez zwykłych ludzi. Na dodatek rozdziały zawierały po kilka zdjęć opowiadających swoją niemą historię. Wszystko idealnie ze sobą współgra.
Trzeba przyznać, że książka ta została napisana w bardzo rzetelny sposób. Widać, że Magdalena Grzebałkowska przygotowała się sumiennie i wykonała kawał dobrej roboty. Bez wątpienia jest wspaniałym źródłem wiedzy o roku 1945.
Nie podobał mi się natomiast sposób, w jaki książka została napisana. Osobiście uważam, że Ci wszyscy ludzie zasługują na coś więcej niż tylko suche fakty, które momentami brzmiały jak „był tu i zrobił to i to”. Trudno powiedzieć jak powinno to wyglądać inaczej, ale czytając odnosi się wrażenie, że to za mało, że w tej historii kryje się coś więcej. Autorka, jako formę wybrała reportaż, dzięki takiemu przekazowi skazała swoich czytelników na uczucie niedosytu.
Reasumując
Wojna to niezmiernie trudny okres dla świata, ale to, co po niej bezpośrednio następuje okazuje się nie być wcale lepsze dla ludzkości.
Ps. Na koniec pragnę jeszcze podziękować portalowi zazykultury.pl za umożliwienie przeczytania tak interesującej książki.