_images_law1Kolejny dzień 11. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków przyniósł przynajmniej dwa bardzo ciekawe wydarzenia.
Najpierw odbyła się emisja drugiej części indyjskiego superprodukcji, najdroższego filmu w historii Południowych Indii – „Baahubali”. Przy okazji powtórzono też część pierwszą, którą widzowie Pięciu Smaków, w tym piszący te słowa mogli zobaczyć na festiwalu 2 lata temu. Wówczas przed seansem słowa do polskich widzów z ekranu wygłosił sam reżyser S.S. Rajamouli. Film spodobał się polskim widzom, choć np. ja, wielbiciel Tollywoodu, wyszedłem z sali średnio zadowolony. Akurat efekty specjalne w kinie zupełnie mnie nie kręcą, a poza nimi reszta była mocno średnia (np. muzyka zrobiona przez M.M. Kreema bez ani jednego przeboju!). Ale w Indiach ludzie oszaleli na punkcie dzieła Rajamouliego. Nakręcono więc drugą część „Baahubali 2: The Conclusion” (telugu బాహుబలి 2: ది కన్ క్లూజన్). I rzeczywiście, od Kalkuty aż po Madras (czyli dzisiejszy Chennai) ustawiano się w ogromnych kolejkach do kinowych kas. Po premierowym tygodniu wyświetlania druga część sagi stała się najlepiej sprzedającym się filmem w historii Indii – 140 milionów zarobionych dolarów. Niektórzy porównują fenomen popularności eposu z królestwa Mahishmati do innych wymyślonych i całkowicie nierealnych w fabule dzieł – „Władcy Pierścieni” czy „Gwiezdnych wojen”. Może właśnie tu tkwi przyczyna tego, że „Baahubali” do mnie nie przemówił, ja po prostu nie lubię fantasy.

Wieczorem na widzów Pięciu Smaków czekało coś, czego do tej poru na festiwalu jeszcze nie było. Kino porno. Od razu trzeba dodać, że to japońskie kino porno, tzw. Roman Porno. Słowo „roman” pochodzi od francuskiego „romance”. Wczorajszej nocy nie pokazywano w Kinie Muranów prawdziwych filmów pornograficznych. Już mniejsza z tym, że aktorzy nie uprawiali przed kamerą prawdziwego seksu, ale nie może być mowy o pornosie, jeśli w czasie 76 minut emisji filmu na ekranie ani razu nie widać intymnych części ciała, a pośladków obu płci i piersi do nich nie zaliczam. Nurt Roman Porno powstał w latach 60. XX w. Ludzie w Japonii zachłysnęli się telewizją, kina świeciły pustkami. Aby przyciągnąć widza do sal kinowych reżyserzy wpadli na pomysł, że zaoferują widzowi seks i nagość. Jak z tym seksem i nagością jest, to już wiemy, w produkcjach Roman Porno nie uświadczymy widoku całkowicie nagiej kobiety od przodu czy mężczyzny z choćby niewinną poranną erekcją. Nic z tych rzeczy, na ekranie pojawi się wtedy czarny kwadracik. niemniej Japończycy połknęli haczyk i masowo zaczęli zapełniać widownie. Pierwsze produkcje tego nurtu filmowego tworzone były wg schematu: zdjęcia w maksymalnie tydzień, długość filmu do godziny czasu, i przynajmniej raz na 15 minut musiała pojawić się scena seksu, często połączona z przemocą (np. bardzo popularne były na ekranie gwałty). Ciężko było się w tym doszukiwać jakichś walorów artystycznych. Jednak z czasem za reżyserowanie Roman Porno wzięła się spora grupa młodych twórców. Działo się tak dlatego, że rynek reżyserski w Japonii, tak jak niemal wszystko w tym kraju, był silnie zhierarchizowany. Młody adept sztuki reżyserskiej musiał przez ładnych parę lat „służyć” staremu reżyserskiemu wydze, będąc asystentem na planach jego produkcji. I nie zawsze gwarantowało to otrzymanie późniejszej szansy na możliwość nakręcenia filmu. W Roman Porno budżety były mniejsze, a pomiędzy scenami dziwacznego seksu można było dać trochę ciekawej akcji. Młodzi reżyserzy doskonale wykorzystali swoją szansę. W latach 70. XX w. powstało kilka interesujących, nie tylko ze względu na nagość, produkcji. Takich produkcji, jak choćby pokazywani wczoraj na Festiwalu obraz „Wilgotni kochankowie” (恋人たちは濡れた / Koibito-tachi wa Nureta) z 1973 r. w reżyserii Tatsumiego Kumashiry. Co prawda twórca filmu miał w chwili jego nagrywania już 46 lat, ale w Japonii taki wiek to niemalże przedszkole. Charakterystyczną cechą twórczością Kumashiry było coś, co można określić zwrotem ruch przed słowem. Najpierw na ekranie widzimy coś w ruchu, coś pędzącego, zasuwającego. Dopiero potem wchodzą dialogi. Tak było i w przypadku „Wilgotnych kochanków”. W pierwszych scenach widzimy pędzącego na rowerze młodego człowieka o hippisowsko-włóczęgowskim wyglądzie, a dopiero potem dowiadujemy się, że pracuje on jako osoba dowożąca szpule filmów do kina prezentującego porno. Chłopak jest wewnętrznie zbuntowany, co nie przeszkadza mu uprawiać seksu z każdą kobietą, którą spotyka na swej drodze, dodajmy, że nie stroni również od gwałtu. Któregoś razu podgląda kochającą się w zbożu parę (najlepsza scena w filmie) i nie mija wiele czasu a staje się bliskim znajomym owej pary. To kolejna cecha Roman Porno – treści produkcji nie da się opowiedzieć, trzeba to zobaczyć. Mocnymi stronami „Wilgotnych kochanków” są dialogi (czasem bawiące do łez) i muzyka Tōru Ōe. Same sceny seksu raczej nie nastroją nikogo do własnych działań w alkowie. Za produkcjami Roman Porno stała wytwórnia Nikkatsu, która po latach postanowiła zacząć kręcić filmy nawiązujące do tego „wymarłego” już gatunku. W dniu wczorajszym widzowie Pięciu Smaków mogli więc zobaczyć najnowszy obraz Akihiko Shioty pt. „Wilgotna kobieta na wietrze” („Kaze-ni Nureta Onna”) nawiązujący do „Wilgotnych kochanków”. Powiem szczerze, że po latach gdzieś uleciał charakterystyczny klimat dawnych produkcji Roman Porno. „Wilgotna kobieta”, mimo większej ilości seksu na ekranie, choć ciągle bez pokazywania wszystkiego, po prostu nuży. Dialogi są drętwe, aktorki bez wyrazu i wdzięku Rie Nakagawy czy Moeko Ezawy z lat 70. XX w. I znów okazało się, że niełatwo nawiązać do czegoś, co dziś jest kultowe. Przecież wystarczy np. wspomnieć nasze sequelowe klapy, jak choćby „Rysia”, będącego kontynuacją „Misia”, czy „Czterdziestolatka 20 lat później”.
W ramach Roman Porno w najbliższy poniedziałek w kinie Muranów pokazane zostaną jeszcze 2 filmy: „Noc kociaków” („Mesunekotachi-no Yoru”, reż. N. Tanaka, wyk. T. Katsura, H. Hara, K. Maki, Japonia, 1972) oraz jego sequel „Świt kociaków” („Mesunekotachi”, reż. K. Shiraishi, wyk. J. Ihata, S. Maue, T. Otoo, Japonia, 2017).

Poniżej zamieszczam trailer filmu o wilgotnych kochankach:
„Wilgotni kochankowie” (恋人たちは濡れた / Koibito-tachi wa Nureta)

Dodaj komentarz