Zawodowy tłumacz, który dotychczas żył całkowicie rutynowo, dostaje zlecenie dotyczące starego dziennika wypraw niewiadomego pochodzenia. Z chwilą, gdy mężczyzna zaczyna tłumaczyć zapiski, jego życie zmienia się diametralnie. Sam nie wie dlaczego historia wyprawy po stare księgi Majów zaczyna wywierać na niego tak wielki wpływ. Wszystko, co uważał za zmyślone, nagle zaczyna nabierać sensu. W tym samym czasie na świecie dochodzi do coraz to kolejnych kataklizmów. Czy historia opisana w starym dzienniku sprzed kilkuset lat ma coś wspólnego z aktualnymi wydarzeniami?

dmitry-ksiazka-zazyjkulturyDmitry Glukhovsky, rosyjski pisarz, dziennikarz, korespondent radiowy oraz prezenter telewizyjny, który zasłynął w literaturze dzięki książce „Metro 2033”. Słyszałam o nim wiele dobrego, więc gdy tylko nadarzyła się okazja przeczytania czegoś spod pióra tego autora, skorzystałam. Czy jestem zadowolona z tej decyzji?

„Czas zmierzchu” zaczął się bardzo ciekawie. Nie ma zbędnego przedłużania, z głównym bohaterem spotykamy się w chwili, gdy dostaje zlecenie i musi przetłumaczyć stary hiszpański dziennik. Historia rozgrywa się tak jakby na dwóch płaszczyznach czasowych – z jednej strony mamy naszego tłumacza, który zajmuje się swoją pracą i wkrótce dostaje obsesji na punkcie poznawanej historii, a z drugiej – razem z mężczyzną poznajemy Vasco de Aguilara, Hernana Gonzaleza, tajemniczego narratora i wielu innych. Zostali oni wysłali na misję polegającą na odnalezieniu ksiąg Majów. Jednak – jak się wkrótce okazuje – świat przedstawiony na kartach opowieści jest dużo mroczniejszy, niż mogłoby się zdawać. W tym samym czasie w teraźniejszości mają miejsce przeróżne kataklizmy – od trzęsień ziemi i huraganów do tsunami. Przyznam szczerze, że bardzo mnie zainteresowało, jak Dmitry połączy te dwie zależności. Wytłumaczenie całej historii bardzo mi się podobało.

Myślę, że Glukhovsky (podobnie jak Nicholas Sparks) jest autorem, którego się albo lubi, albo nie. Nie ma  nic pomiędzy. Autor ma specyficzny styl pisania, który nie każdemu może się podobać. Mnie też momentami przeszkadzał. Podam przykład: ktoś puka w drzwi głównego bohatera o 3 w nocy i między momentem, kiedy on faktycznie wygląda przez wizjer, mijają dwie strony rozmyślań tylko lekko związanych z rozgrywającymi się wydarzeniami. Książka momentami bywa nużąca, ale myślę, że rekompensatą za ten fakt jest ciekawa fabuła i spotkanie z dawnymi wierzeniami indiańskimi, od których aż się roi w tej książce. Ładnie też został przedstawiony świat Majów, którzy pozostają dla nas zagadką i są bardzo tajemniczy mimo tego, że książka w dużej części skupia się właśnie na nich.

W „Czasie zmierzchu” nie mamy zbyt wielu postaci. Główna uwaga zostaje poświęcona naszemu tłumaczowi, więc Dmitry postawił sobie wysoko poprzeczkę przy kreacji tejże osoby. Moim zdaniem sprostał. Przedstawił normalnego mężczyznę, który żyje bez kobiety i prowadzi raczej nudne życie, więc gdy w jego ręce wpadają stare zapiski, tak zwany powiew świeżości do jego monotonnego życia, emocje biorą nad nim górę. Moim zdaniem nie wszystkie jego decyzje były logiczne i czasem mnie to wkurzało, jednak chyba mogę zrzucić winę na karb uroku, którym odurzyła go tłumaczona historia.

Podsumowując – polecam wszystkim osobom, które lubią dystopie i są ciekawi świata tajemniczych Majów, o których wciąż tak naprawdę niewiele wiemy i ciężko stwierdzić, czy to się kiedyś zmieni. Powieść była świetna, klimatyczna i może nie trzymała w napięciu, ale potrafiła zaintrygować czytelnika, który tylko czekał na rozwiązanie całej zagadki starego dziennika. Serdecznie polecam wam tę podróż w dawne czasy, bo sama się w niej zatraciłam 🙂

Paulina Buchalik

Czas-zmierzchu-okładka-ksiązki

Dodaj komentarz