Było to w 2005, a może 2006 r. To czasy, gdy istniało jeszcze warszawskie Radio Jazz (dziś zamiast tej radiostacji mamy papkowate Chilli Zet). Któregoś razu mając włączone właśnie Radio Jazz usłyszałem utwór, który mnie powalił, zmiażdżył i z pewnością wbiłby mnie w fotel, gdybym tylko miał w mieszkaniu fotele.Czytaj dalej…