Jak wiele w życiu zależy od przypadku. Do tej pory Wojciech Mann nie był jakimś moim idolem. Owszem, cenię go za specyficzny, wysublimowany rodzaj humoru, którym nas raczy. To bez dwóch zdań. Nie jest to mainstream typu „Kiepscy”, to zupełnie inny level. Natomiast nie do końca podzielam Mannową fascynację rockiem, bo ja rocka nie lubię. Nie że całego, nie że wszystko be, ale ogólnie gdy słyszę gitarę elektryczną to zaraz szukam wtyczki, by ten jazgot wyłączyć. Kocham bębny, czarne rytmy. Wychowałem się na tłustym czarnym hh lat 90., jakże innym od tego, co proponuje swoim słuchaczom WM. Ale… wychowałem się także na „Za chwilę dalszy ciąg programu” i „MdM-ie”, więc nie jest do końca tak, że omijam Wojciecha Manna szerokim łukiem. Natomiast bałem się kupić jakąkolwiek jego książkę. Jedną (tą napisaną wspólnie z Krzysztofem Materną) czytałem, choć jej nie kupiłem. Była OK, lecz z poważnymi jak dla mnie, rasistowskimi wstawkami.
Podczas sierpniowej kanikuły w świetlicy seminaturystycznego ośrodka wczasowego nad polskim morzem natrafiłem na „Rock-Manna”. Zajrzałem do książki, bo dlaczego nie, w końcu jest za darmo. I jak zacząłem czytać, tak skończyłem ową publikację w 3 dni! Jak dla mnie rekord szybkości przeczytania, bo nie lubię czytać szybko, dawkuję sobie przyjemność (poza tym czytam kilka książek naraz). Ale tu się nie dało oderwać. Czytałem w domu wczasowym, czytałem na golasa na plaży na Stogach (polecam taki rodzaj połączenia natury z kulturą), czytałem w pociągu do Warszawy. Rewelacja! Chłopak z Powiśla, jak o sobie pisze Wojciech Mann, przywoływał na me lico podobny uśmiech, który sam prezentuje na okładce książki, a to nie jest takie łatwe. Te historyjki z rockersami (fuuj!) i jazzmanami (woww, ale nazwiska!) niesamowite, a jednocześnie takie polskie. Bo tu czegoś organizatorom zabrakło, tam dali „wspaniałe” zamienniki, a jeszcze gdzie indziej z naszej strony po angielsku umiał mówić tylko WM. Najbardziej rozbawiła mnie historia jednego z artystów rockowych (nazwiska nie pomnę, bo, jak dla mnie, oni wszyscy wyglądają i grają tak samo – za ostro!), który koniecznie chciał się napić „po polsku”. I dzięki Wojtkowi się napił. I przeżył. Choć pionu nie zachował :))
Polecam też „Rock-Manna” pokoleniu lat 70-tych (i wcześniejszych), bo dobrze jest wrócić wspomnieniami do tego, co kiedyś było – a nie było tak źle, jak to niektórzy dziś twierdzą.
Generalnie w mojej ocenie 9/10 – jedno z najpozytywniejszych wspomnień lata 2023. Panie Wojtku, dziękuję.
(ilustracją muzyczną wpisu jest utwór „Znajdziesz mnie znowu” śpiewany przez Zbigniewa Wodeckiego, do którego tekst stworzył Wojciech Mann)
Wojciech Mann
Pełne nazwisko: Wojciech Piotr Mann
Ur. 25.01.1948 r. – Świdnica, woj. wrocławskie (obecnie woj. dolnośląskie), Polska.
Trzykrotnie żonaty: 1. Marta, rozwód; 2 żona, rozwód; 3. Ewa Bańska (od 1991), syn Marcin (ur. 1991).
Stacje radiowe, z którymi był związany: Rozgłośnia Harcerska, Trójka, Radio Kolor, Radio Baobab, Radio Nowy Świat.
Wybrane audycje radiowe: „Zapraszamy do Trójki” (1974-2020), „W tonacji Trójki” (1977-2020), „Nie tylko dla orłów” (1986-1990), „Radio Mann” (1988-2020), „Pół perfekcyjnej płyty” (2000).
Programy TV (wybór): „Studio 2”, „Non Stop Kolor” (1987-1992), „Za chwilę dalszy ciąg programu” (1988-1994), „Szansa na sukces” (1993–2012), „MdM, czyli Mann do Materny, Materna do Manna” (1994-2001).
Ważniejsze nagrody i odznaczenia: Wiktor (5 razy: 1987, 1994, 1995, 2005, 2006), Telekamera (1999), Superwiktor (2003), Mistrz Mowy Polskiej (2004), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2011).
Strona na FB: TUTAJ