Spotykamy się na w WarsIM000087.JPGzawie, na Saskiej Kępie, w przyjaznych progach Café Baobab, prowadzonej przez Aziza Secka. Becaye Aw – muzyk z Mauretanii, mieszkający przez jakiś czas w Polsce,
obecnie żyjący w Norwegii, i ja, niżej podpisany. Nie jestem zawodowym dziennikarzem.
W czasie spotkania nie korzystałem z dyktafonu, nie notowałem też każdego słówka.
Dlatego nie jest to typowy wywiad. Bardziej chodzi o sens wypowiedzi.

-Zacznijmy od Twojego nazwiska – Becaye Aw wymawia się „bekaj ał”.
Nie przeszkadzało Ci to w Polsce?

-Wiem, co znaczy po polsku słowo „bekaj” i nie miałem z tym problemu. (uśmiech)


-Urodziłeś się w Mauretanii, ale mieszkałeś w Senegalu, w Dakarze, a dokładnie
na przedmieściach, stolicy, w Sébikotane, tak?

-Od piątego roku życia rzeczywiście mieszkałem w Senegalu, ale w samym Dakarze, a nie na obrzeżach. Mieszkałem z wujkiem.


-Z okładki pięknie wydanej płyty „Sibi” dowiedziałem się, że jesteś gitarowym samoukiem, a grać nauczyłeś się słuchając
radiostacji malijskiej i gwinejskiej?

-Zgadza się. Miałem radiomagnetofon, nagrywałem na kasety poszczególne utwory i potem próbowałem grać razem z utworem.
Do dziś nie umiem czytać nut.


-A jak pojawiłeś się w Polsce?

-Dostałem stypendium uczelniane. Mogłem wybrać kilka opcji wyjazdu, ale Polska odpowiedziała najszybciej, więc po rozmowie z tymi,
którzy już tam studiowali, zdecydowałem się wyjechać. Po roku kursu językowego w Łodzi studiowałem przez rok na Akademii Ekonomicznej w Krakowie, potem przeniosłem się do Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie Szkoła Główna Handlowa) w Warszawie.


-Wróćmy jeszcze na chwilę do Dakaru. Znowu z okładki płyty dowiedziałem się, że w Senegalu grałeś razem z takimi gwiazdami muzyki jak
Baaba Maal czy Mansour Seck.

-To prawda.


-Jacy oni są w kontaktach bezpośrednich? Utrzymujesz z nimi kontakt?

-W żaden sposób się nie wywyższają. Są normalni, zarówno Baaba Maal, jak i Mansour Seck. Obaj należą do grupy etnicznej Fulani,
z której i ja pochodzę. Utrzymujemy kontakt do dzisiaj.


-Czemu więc nie chciałeś z nimi grać na stałe? To wielkie postaci sceny muzycznej nie tylko w Senegalu czy Afryce, ale i na świecie.

-Rodzice nie chcieli, żebym został muzykiem. Przede wszystkim musiałem zdobyć konkretny zawód. Dlatego wyjechałem na studia do Europy. Po studiach nie mogłem wrócić do Mauretanii, gdyż była tam bardzo napięta sytuacja polityczna.


-Koniec końców i tak zostałeś muzykiem. No właśnie, jakbyś siebie dzisiaj określił? Jaki masz zawód?

-Jestem muzykiem. Kiedyś uważałem się za gitarzystę. Bo dla mnie muzyk i gitarzysta to nie to samo. Wg mnie muzyk zarówno bierze coś
od innych ludzi, z którymi gra, jak i daje im coś od siebie. Tak, uważam, że dziś jestem muzykiem.


-Od dwudziestu lat mieszkasz w Norwegii. Odwiedzasz też Polskę. Jakbyś porównał te kraje?

-Pod względem ekonomicznym na pewno w Norwegii żyje się lepiej niż w Polsce, to bardzo bogaty kraj. Ale to Polacy są bardziej otwarci
od Norwegów. Tam odczuwa się dystans między ludźmi, Do tego dystansu dostosowują się nawet cudzoziemcy.


-Jaki wykonawca zachwycił Cię ostatnio? Kogo słuchasz?

-Bardzo podoba mi się młoda wykonawczyni norweska Elly (Ellen Marie Løkslid). Lubię też słuchać Kari Bremnes.
Natomiast moim ulubionym wykonawcą zachodnioafrykańskim jest Salif Keita. Podoba mi się też to, jakim jest człowiekiem.
Nie gwiazdorzy, jest sobą.


-Myślisz o powrocie do Mauretanii na stare lata?

-Do Mauretanii to może nie, bo wychowałem się w Dakarze. Ale rzeczywiście mam taki plan, by kupić ziemię w Senegalu, uprawiać warzywa
i owoce, i grać muzykę dla przyjemności.


-Na koniec pytanie o koncerty w Polsce.

-Wstępnie są takie plany. W kwietniu planujemy kilka koncertów w Polsce. Na razie trudno jednak o szczegóły.


-Dziękuję za rozmowę.

(na dole wpisu utwór „Ba Abdul” do słów Bogdana Loebla, wykonywany przez Becaye’a Awa razem z Mamadou Dioufem, Mają Kleszcz
i Wojtkiem Krzakiem, z płyty z 2007 r.; Zdjęcie Becaye’a na tle drzewa autorstwa Jacka Wojciechowskiego)


Becaye Aw

Ur. 1960 r. – Mauretania
Wydane płyty: „Kaké” z Kouame Serebą i Steinarem Ofsdalem (2004), „Dla Anny. Ulica Zachodzącego Słońca” z Mamadou Dioufem,
Mają Kleszcz i Wojtkiem Krzakiem (2005), „Sibi” (2009), „Seven Winds” z Unni Løvlid i Rolfem-Erikiem Nystrømem (2009).
Ważniejsze utwory: „Pulloori” (2004, 2009), „Jeromaama” (2004), „Ba Abdul” z Mamadou Dioufem, Mają Kleszcz i Wojtkiem Krzakiem (2005),
„Pocztówka piąta: Mansani Cissé” z Bogdanem Loeblem, Mamadou Dioufem, Mają Kleszcz i Wojtkiem Krzakiem (2007), „Sibi” (2009).

Dodaj komentarz