Przyznam szczerze, że trudno mi odnaleźć w pamięci artystę spoza Europy i Ameryki, który odwiedził Polskę częściej niż Richard Bona. Nawet jeśli ktoś takowy jest, to jego koncerty i tak dorównują temu, co się dzieje podczas występów pana Bony. A na dowód, że ilość odwiedzin naszego kraju przez muzyka jest spora niech posłuży odpowiedź Richarda Bony na pytanie Marka Tomalika z „Jazz Forum” zadane równo 2 lata temu „Czy pamiętasz, ile razy grałeś już w Polsce?” – „Zbyt wiele razy! (serdeczny śmiech)”. Bielsko-Biała, Wadowice, Poznań, Warszawa, no i Kraków – ulubione polskie miasto artysty. Na marginesie można dodać, że z polskiej kuchni najbardziej smakują mu pierogi i żurek (a istotnie, jest w Krakowie blisko Rynku miejsce, gdzie właśnie serwują przepyszne pierogi i niesamowity w smaku żurek!). O popularności „Ryśka” nad Wisłą stanowi fakt, że jego ostatnia płyta, „Bonafied”, nagrana przed dwoma laty, największą sprzedaż osiągnęła w… Polsce, wchodząc jednocześnie na 33. Oficjalnej Listy Sprzedaży (OLiS). W żadnym innym kraju album ten nie był w pierwszej setce.
Richard Bona urodził się jako Bona Pinder Yayumayalolo w niewielkiej wiosce Minta, pośrodku kameruńskiego buszu. Już jako dziecko bardzo lubił śpiewać. Robił to przy każdej okazji, a najczęściej bez okazji.
Talent muzyczny odkrył u niego dziadek. Choć dziś Richard Bona kojarzony jest z gitarą to pierwszym instrumentem, na jakim grał był balafon (instrument perkusyjny zrobiony z wysuszonych tykw). W wieku 16 lat Bona usłyszał po raz pierwszy muzykę Jaco Pastoriusa z grupy Waether Report i postanowił grać na gitarze basowej, przy czym nigdy nie zarzucił śpiewu. Do dziś granie
i śpiewanie są traktowane przez Kameruńczyka na równi.
W wieku 22 lat Bona wyjechał na studia muzyczne do Niemiec i Francji. To właśnie we Francji zetknął się z Manu Dibango, bezsprzecznie najbardziej znanym artystą kameruńskim na świecie. W 1995 r. słynny jazzman, Joe Zawinul, zaprosił Richarda Bonę do Nowego Jorku, by grał razem z jego zespołem. Potem było europejskie tournee z Harrym Belafonte (Bona był dyrektorem muzycznym touru). Wreszcie w połowie 1999 r. światło dzienne ujrzała pierwsza płyta artysty z Kamerunu – „Scenes From My Life”. Kolejne dwa albumy, „Reverence” i „Munia”, cieszyły się sporą popularnością we Francji, zaś płyta „Tiki” dotarła do 10. miejsca zestawienia Billboardu, była też nominowana do Grammy w kategorii Best Contemporary World Music Album (wygrała wtedy klezmerska grupa Klezmatics z „Wonder Wheel (Lyrics By Woody Guthrie)”.
W naszym kraju „Tiki” także zrobiła furorę. Właście od tego czasu, od 2005 r. powstała w Polsce moda na Richarda Bonę, artystę udanie łączącego jazz z gitarowym graniem i afrykańskim śpiewem. Moda ta nie zanika, czego najlepszym dowodem jest nagrodzony owacją na stojąco kameralny występ artysty podczas niedawnego Młyn Jazz Festival w Wadowicach.
Na dole wpisu zamieszczam moje ulubione nagranie Richarda Bony – „Kalabancoro”. Artystę wspomaga tu wokalnie Salif Keita.
Richard Bona
Prawdziwe nazwisko: Bona Pinder Yayumayalolo
Ur. 28.10.1967 r. – Minta, Haute-Sanaga, Kamerun.
Wybrane płyty: „Scenes From My Life” (1999), „Reverence” (2001), „Tiki” (2005), „The Ten Shades of Blues” (2009), „Bonafied” (2013).
ważniejsze utwory: „Eyala” (1999), „Kalabancoro” z Salifem Keitą (2003), „Ghana Blues” z Lokuą Kanzą (2004), „Please Don’t Stop” z Johnem Legendem (2006), „Good Times” (2009).
(autorem zdjęcia Richarda Bony z Młyn Jazz Festivalu jest Michał Deszert – zdjęcie zamieszczono za zgodą fotografa)