mn2Mniej więcej 2 miesiące w gościnnych progach Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie odbyła się trzecia impreza z cyklu „Wietnam – Ba Lan”. To projekt mający za zadanie przedstawienie sztuki, w różnorakim jej rozumieniu, tworzonej przez Wietnamczyków żyjących w Polsce. Obok prezentacji najnowszego filmu autorstwa Tôn Vân Anh, możliwości degustacji potraw kuchni wietnamskiej oraz spektaklu Niezależnej Grupy Teatralnej Ba Lan licznie zgromadzona publiczność mogła zobaczyć także pokaz chińskich sztuk walki Szkoły Mistrza Nama. Kim jest Mistrz Nam? Bùi Ngọc Hải, bo tak się naprawdę nazywa, przyszedł na świat w północnym Wietnamie 60 lat temu, choć zdecydowanie nie wygląda na sześćdziesięciolatka. Do Polski przyjechał w latach 70. studiować kierunek, który narzuciło mu komunistyczne państwo wietnamskie. Jednak bardziej niż nauka budowy okrętów Nama (zmienił już wtedy imię, o czym jeszcze będzie mowa) interesowały polskie dziewczyny oraz sztuki walki, wszakże wu shu nauczył się jeszcze w dzieciństwie, gdy przebywał w internacie w Chinach. Można śmiało powiedzieć, że Nam był jednym z prekursorów sztuk walki w Polsce, nawet kimś w rodzaju guru. Niestety, komunistyczne władze polskie złożyły mu propozycję nie do odrzucenia – współpraca albo powrót do Wietnamu. Nam, który miał już wówczas polską żonę i dwójkę dzieci wyemigrował z nimi do Francji. Pierwsze 6 lat nad Loarą pracował w fabryce prowadzonej przez włoskich imigrantów. Z czasem i Francuzi odkryli u niego niesamowite umiejętności w dziedzinie wu shu i taijiquan. Wietnamczyk został mistrzem Francji w wu shu oraz mistrzem Europy w taijiquan. Nie bardzo chciał wracać do Polski, namówiła go do tego żona. I choć nie są już razem, to sporą pociechą mogą być dla Nama jego córki: Mai i Julia, które znane są jako Siostry Bui. Spod ich rąk wyszło kilka ciekawych wideoklipów, m.in. świetny teledysk Mamadou Dioufa i zespołu Sama Yoon pt. „Aminata” czy przebojowy utwór „My Baby Gone” z repertuaru Ifi Ude. Dodatkowo Julia Bui Ngoc prowadzi Szkołę Tańca z Wachlarzami Bojowymi, natomiast trzecia z córek, Lan Bui-Wrzosińska, jest wykładowczynią na Uniwersytecie Humanistycznospołecznym (dawnej Wyższej Szkole Psychologii Społecznej) w Warszawie.
Dziś Bùi Ngọc Hải, czyli Mistrz Nam, oprócz prowadzenia swojej szkoły chińskich sztuk walki występuje także w serialach („Ranczo”, „Ojciec Mateusz”, „Niania”, „Kryminalni”), filmach („Moja krew”, „Ciało”, „Wyjazd integracyjny”) czy reklamach TV (Mistrz Zgazu Tanoga w reklamie społecznej Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego). Jest bez wątpienia najbardziej znanym Wietnamczykiem w naszym kraju.
Więcej o nim dowiemy się z publikacji książkowej zatytułowanej „Niech żyje Nam” (współautorka: Julia Hamera, Wydawnictwo Czarne, 2016). Oto kilka fragmentów, które powinny zaostrzyć apetyt na kupno tej książki:

O dzieciństwie w Wietnamie:

„Ojca baliśmy się wszyscy. Wczesnym popołudniem, około godziny trzynastej, miał przerwę w pracy i przychodził do domu coś zjeść. Ze względu na olbrzymi upał była to pora odpoczynku i w domu miał panować spokój. Mama gotowała, a ja i moje rodzeństwo musieliśmy spać. Czasami nie zauważaliśmy, że minęło już południe, i kiedy pojawiał się ojciec, nadal się bawiliśmy. Z góry wiedzieliśmy wtedy, co nas czeka. Moja siostra i brat bez słowa kładli się prosto do łóżka, a ja wychodziłem szukać kijów. Musiałem przynieść dokładnie sześć solidnych gałęzi. Zadanie należało do mnie, ponieważ byłem najstarszy. Potem też się kładłem, a ojciec brał kije i bił nas, aż połamały się wszystkie”.

O pobycie w szkole wu shu w Chinach:

„Ćwiczyliśmy na twardym, gołym podłożu, a kijki i tyczki wbite w ziemię służyły nam za drabinki gimnastyczne. Wyginaliśmy ciała na wszelkie możliwe sposoby w rozmaitych pozycjach. Chociaż momentami czułem, że zaraz pękną mi ścięgna, a ból wykrzywiał mi twarz, trener pozostawał niewzruszony. Potem przez ponad godzinę musieliśmy jeszcze chodzić z rękami rozpostartymi na boki i podnosić nogi jak najwyżej, zachowując przy tym wyprostowane plecy. Kiedy zajęcia dobiegały końca, byłem wykończony”.

O zmianie imienia w Polsce:

„Chciałem zmienić nie tylko wygląd, ale także imię. To nadane mi przy urodzeniu brzmi Hải, czyli morze. Niestety, sposób w jaki wymawiali je Polacy, powodował, że brzmiało jak wietnamskie „khai”, czyli cuchnący zapach moczu. Wszyscy Wietnamczycy, zwłaszcza starsi studenci, śmiali się z tego i często na mój widok zatykali sobie nos palcami, co mnie bardzo złościło. Kilka razy usłyszałem, jak Polacy śpiewają „Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!”. Nie wiedziałem, o jakiego Nama chodzi – było to dosyć popularne wietnamskie imię. Pomyślałem sobie, że dobrze brzmi, i postanowiłem, że tak właśnie będę się przedstawiał. Odtąd zostałem Namem”.

O studiach w Polsce:

„Na wykładach słowa wykładowców spływały po nas jak woda po gęsi. Do naszych głów przenikał ułamek treści. Jak mogło być inaczej, skoro rozumieliśmy jedno słowo na kilkadziesiąt. Czekaliśmy tylko, kiedy nauczyciel skończy mówić i wreszcie napisze coś na tablicy. (…) Wykładowcy odnosili się do nas z lekceważeniem, a przynajmniej z obojętnością. Mogę zrozumieć, że nie potrafili traktować nas poważnie – po naszych minach łatwo było wywnioskować, że niewiele pojmowaliśmy z tego, co chcieli przekazać. W związku z tym woleli, trochę na odczepnego, a trochę w imię dobrych stosunków między naszymi narodami, postawić nam oceny dostateczne. I na tym opierał się cały system zaliczeń”.

O wychowaniu swoich córek:

„Nawet podczas wakacji i dni wolnych zmuszałem córki do dyscypliny. Gdy chodziliśmy po górach, a któraś z nich nie nadążała ze zmęczenia, kazałem jej iść choćby na czworakach, strasząc jednocześnie, że jeżeli zostanie z tyłu, to zjedzą ją wilki. (…) Teraz wiem, że w kwestii sportu, a zwłaszcza treningów wu shu, byłem zbyt surowy dla córek. Na szczęście każda z nich poszła własną drogą. Niemniej dyscyplina z czasów dzieciństwa ukształtowała ich charaktery”.

A jako ilustrację dzisiejszego wpisu zamieszczam utwór „Bonjour Vietnam”, wykonywany przez 31-letnią Belgijkę pochodzenia wietnamskiego Phạm Quỳnh Anh. Nagranie to było także wykonywane w czasie wieczoru „Wietnam Ba Lan 3”, tyle że śpiewała wtedy Anna Nguyen Viet z zespołu Ayran.

Mistrz Nam
Prawdziwe nazwisko: Bùi Ngọc Hải
Ur. 29.04.1957 r. – Nam Ding, Wietnam Północny (obecnie Wietnam).
Dwukrotnie żonaty: 1. Anna Maria Starczewska (od 28.07.1979, rozwód), 3 córki: Lan (ur. 22.08.1979), Mai (ur. II 1981) i Julia (ur. 1984); 2. Bożena (ślub buddyjski).
Osiągnięcia sportowe: Mistrzostwo Francji w Wushu (kilkukrotnie, m.in. w 1990 i 1991), Mistrzostwo Europy w Taijiquan (1991).
Wybrane filmy z jego udziałem: „Ciało” (2003), „Nie kłam, kochanie” (2008), „Moja krew” (2009), „Prosta historia o miłości” (2010), „Syberiada polska” (2013).
Wybrane seriale, w których wystąpił: „Pierwsza miłość” (2004), „Królowie śródmieścia” (2007), „Niania” (2008), „Kryminalni” (2008), „Ojciec Mateusz” (2013-2014).
Strona internetowa: http://nam.waw.pl/src/nam.htm

Dodaj komentarz