Nie rozumiem zachwytów nad nowym filmem Tomasza Wasilewskiego „Zjednoczone Stany Miłości”. Naprawdę chciałabym zrozumieć. Nastawienie do filmu miałam bardzo pozytywne, ale zderzyłam się ze ścianą.

Wadą, która bombarduje widza już od pierwszej sceny jest słabe nagłośnienie. Mamy scenę, przy stole, jak mniemam kluczową i słyszymy z niej tylko pojedyncze słowa, które próbujemy zlepić w całość, ale co komu z tego wyjdzie, to zależy od stanu słuchu widza, a z tym różnie bywa. Zresztą, to wada wielu polskich filmów, co tylko dowodzi, że w polskich filmach powinny być napisy.

Kolejną wadą, która boli, to golizna vel sceny erotyczne. Uwierzcie, naprawdę umiem docenić piękno ludzkiego ciała, ale jest spora różnica między filmem psychologicznym a pornograficznym. Jeszcze gdyby nagie ciała lub miarowe sapania miały jakieś uzasadnienie, to ok, dla mnie nie ma problemu, ale wstawienie scen, tylko dlatego, że reżyser chciał sobie umilić plan jest dużym przegięciem i znacznie wpływa na moją negatywną opinię o „Zjednoczonych Stanach Miłości”.

Następny minus to przerysowanie, idąc na ten film liczyłam na uniwersalny film o problemach kobiet (i mężczyzn), a widzę film o czterech kobietach, z tego dwie są mi kompletnie obojętne, bo po prostu, takich cudaków jeszcze w życiu nie spotkałam, trzecia ma coś w sobie, ale jeszcze nie to, żeby mnie sobą zainteresować, a o czwartej nic nie wiem, bo reżyserowi skończył się budżet, żeby opowiedzieć czwartą historię. Pewnie, gdyby wyciąć zbędne sceny seksu i dłużyzny (których było bardzo dużo, aż do bólu oczu), to budżet by się znalazł, ale jest, jak jest, film wszedł do kin i na tym temat długości filmu oraz macoszego potraktowania wątku czwartej kobiety się kończy.

Teraz czas na plusy, na pewno wielkim pozytywem jest obsada. Kijowska, Cielecka, Kolak, Nieradkiewicz – tych nazwisk nie trzeba nikomu przedstawić. Cztery wspaniałe aktorki, którym partnerują nie gorsi aktorzy (Chyra, Tyndyk, Simlat). Z taką obsadą można góry przenosić. Niestety, reżyser nie podołał, a szkoda.

Kolejny plus, warstwa wizualna. Czego by złego nie napisać o filmie, to nie da się ukryć, że kadry są piękne, a charakteryzacja udana. Jedyne co zauważyłam i mogę się tego doczepić, to okna. W jednej ze scen bohaterka wychodzi na balkon i ma plastikowe okna, a konkretnie ramy okienne. Z tego, co pamiętam, to drewniane obudowy okien były obecne w blokach do początkowych lat XXI wieku, czyli jeszcze przez jakieś dziesięć/piętnaście lat od momentu rozpoczęcia akcji filmu. Jednak przymykam na ten niuans oko, gdyż obecnie trudno znaleźć gdziekolwiek drewniane obudowy okienne, chyba że szukamy w obiektach objętych ochroną zabytków, do których osiedla mieszkaniowe z wielkiej płyty nie należą.

Podsumowując, film mnie się nie podobał. Nie rozumiem zachowania + bohaterów, nie rozumiem epatowania golizną w co drugim ujęciu, nie wiem, gdzie tu jakieś przesłanie (o którym czytałam w folderze promocyjnym wystawionym przez kino, w którym byłam). Nie rozumiem, może jestem na ten film za głupia, może reżyser minął się w drzwiach z czymś dobrym – nie mnie oceniać, ale jeżeli ktoś lubi ładne ujęcia, to polecam.

Zjednoczone-stany-miłości-okładka

Dodaj komentarz