Nie zapomnę momentu, gdy na wyprzedaży typu „kup 3 zapłać za 2” znalazłam książkę Pani Camilli.

Aż mi się oczy zaświeciły na samą myśl o tym, że już wieczorem zasiądę w fotelu, przykryje się kocem i zacznę czytać książkę (w towarzystwie pysznej gorącej herbaty z miodem  i cytryną) jednej z moich ulubionych autorek kryminałów. Teraz przychodzi ten jeden z trudniejszych momentów.
Zastanawiam się, co mogę napisać na temat tej książki. Sięgnęłam po nią po pierwsze z ogromnej sympatii do autorki
(i pewności, że na pewno mnie nie zawiedzie) po drugie z powodu okładki, która mnie zaciekawiła (wiem, że ocenianie książki po okładce nie jest najlepszym pomysłem) po trzecie dlatego, że po prostu byłam ciekawa co tym razem przygotowała dla nas Pani Läckberg.
Po czwarte – wyprzedaż i cena zadziałały na mnie – Mola Książkowego – jak przysłowiowy lep na muchy.
Cóż… Co by tu dużo mówić (albo w tym przypadku pisać). Mimo tak małej liczby stron jakoś mozolnie było mi momentami przebrnąć przez książkę. Mówię to z ciężkim sercem, ale czasami naprawdę się męczyłam. Najprawdopodobniej dlatego, iż tym razem Pani Camilla nie potrafiła mnie zainteresować swoim kryminałem, który szczerze powiem, według mnie zapowiadał się naprawdę ciekawie.
Zupełnie rozczarowałam się na koniec, było to dla mnie zakończenie typu „trzeba przecież jakoś skończyć książkę”.

Gorszy dzień? Dobry pomysł na rozpoczęcie, ale brak weny na rozwinięcie i zakończenie swojego dzieła? Bardzo możliwe.

Dobrze, że od tego kryminału nie zaczęłam przygody z twórczością Pani Camilli – na pewno byłabym nieco rozczarowana i zastanawiałabym się, czy sięgnąć po inne tytuły. Najwidoczniej i tej autorce zdarzają się gorsze dni w pisaniu (co niestety widać w tym kryminale).

Wiem, że zdania na temat tego tytułu są podzielone. To normalne, w końcu każdy ma swoje wyobrażenie i oczekiwania co do czytanej
książki, a także inny gust. Sama osobiście się zawiodłam. Nie tego się spodziewałam (zwłaszcza że znam twórczość Pani Camilli).
Na koniec chciałabym życzyć Pani Läckberg mniej niewypałów książkowych. I przede wszystkim weny, weny i jeszcze razy weny!

Recenzja pochodzi z bloga: www.zaczytana-jot.blogspot.com

zamiec-sniezna-i-won-migdalow-recenzja-ksiazki

Dodaj komentarz