Wielkie Oczy

Nie lubię przydługawych recenzji, dlatego napiszę zwięźle i na temat, byście mogli czym prędzej zapoznać się z tą ciekawą historią.
Przed Wami kolejny film Tima Burtona z opowieścią opartą na faktach.
Czy to dzieło zasługuje na miano wspaniałego?  Już teraz mogę odpowiedzieć, że po części tak, gdyż autor swoje dzieło od pierwszych scen przedstawił niczym namalowany w pastelowych kolorach obraz oprawiony w ramę.

Od początku.

Historia ma miejsce w latach 60–tych XX wieku. Młoda malarka Margaret postanawia odejść od męża, zabiera córkę i się przeprowadza, chcąc zacząć nowe życie. Nie jesoczyt jej łatwo, gdyż w tych czasach separacja, czy rozwód był nie do pomyślenia, a kobiety o możliwość podjęcia jakiejkolwiek pracy musiały uzyskać zgodę mężów.
Bohaterce udaje się jednak zatrudnić w fabryce mebli, gdzie przyozdabia łóżka malując na nich małe obrazki. Margaret próbuje także swoich sił wystawiając, jak i sprzedając swoje prace na targu.
Tam poznaje pewnego malarza Waltera Keane, który mocno wierzy w talent Margaret, zdobywa sobie tym samym zaufanie kobiety i jakiś czas potem… biorą ślub.
Walter w portretach żony przedstawiających postacie z wielkimi oczami widzi ogromny potencjał
i szanse na zrobienie kariery. Zaczyna to wykorzystywać i sprzedaje prace jako swoje własne.
Zainteresowanie obrazami z dnia na dzień jest coraz większe, a sama Margaret jest skutecznie manipulowana i staje się narzędziem w rękach męża do osiągnięcia szczytu kariery.

Seans z happy endem?

Burton w tej niezwykle kolorowej scenerii przedstawił historię z życia wziętą, przedstawiając również problematykę nękania emocjonalnego. Naiwną i mało w siebie wierzącą Margaret i jej chciwego, hochsztaplerskiego męża, który od początku widzi w obrazach żony możliwość osiągnięcia sukcesu, wywierając na niej coraz to większą presję i cała przyjemność pod wpływem inspiracji przeradza się w szybką produkcję pod presją czasu.

Seans jest ciekawy, chociaż nie należy do najwybitniejszych, odgrywany jest nawet na jednej nucie, ale o jego jakości bez wątpienia przesądza cudowna gra aktorska, a wcielająca się w postać Margaret, Amy Adams wypadła idealnie. Film ma w sobie tradycyjny styl, jak i również powiew czegoś świeżego, przyprawiając o wielkie oczy, dzięki wspomnianemu we wstępie kolorowemu obrazowi, w tym przypadku oprawionego w ekran kinowy.

wielkiie o

Dodaj komentarz