Gdy raz dasz się porwać nurtowi wielkiej historii, nigdy się z niego nie uwolnisz

Pochodzący z Wielkopolski młodzieniec o imieniu Franciszek doskonale zdaje sobie sprawę, jak wielki wpływ na życie człowieka ma historia i polityka. Jego ojciec zginął podczas wyprawy z Napoleonem na Moskwę, a sam Franciszek wiele lat później wziął udział w nieudanym zamachu na wielkiego księcia Konstantego. Młody mężczyzna przeszedł cały szlak bojowy Powstania Listopadowego, dostrzegając wśród ludzi wiele patriotyzmu, ale również nikczemność i nieudolność, które doprowadziły do upadku powstania. Kiedy Franciszek dotrze w końcu do pięknej krainy zwanej Kaszubami, postanowi wraz z pięcioma przyjaciółmi osiąść tam na stałe i założyć prawdziwy dom. Czy kiedy historia upomni się o jego potomków, będą wiedzieli, jak stawić jej czoła?

„- Dziadku! Dziadku! Polska będzie!”

Obchody świętowania setnej rocznicy odzyskania przez nas, Polaków, jeszcze nie przeminęły, a ja już przychodzę do Was z recenzją książki, która opisuje wydarzenia właśnie trwające podczas zaborów oraz walk o naszą Ojczyznę.

Wyznaję zasadę, że książki dzieli się na dwie kategorie, niezależnie od gatunku opowieści, są to:

książki dobrze i źle napisane, oraz książki mądre i książki głupie.  „W krainie Gryfa” jest książką mądrą, która jest fenomenalnie napisaną.

Już po przeczytaniu pierwszych stron powieści, zostałam nią oczarowana. Pomimo że bardzo lubię historyczne książki, to rzadko je czytam, głównie ze względu na to, że przy ich czytaniu trzeba się skupić i być cały czas uważnym, ale pomimo tego bardzo lubię przedstawiane przez autorów historie. Tak było i tym razem, gdzie w wyżej wymienionej pozycji nie tylko stykamy się z bardzo dobrym warsztatem pisarskim, ale także porusza, według mnie, bardzo ważny temat dla nas Polaków.

Uważam, że książka jest głównie dla osób, które lubią historię, interesują się nią oraz pasjonatów. Resztę czytelników mogą nużyć opisy walk, powstań, czy niekiedy zmian, które autor dokładnie opisuje.

„Nie znosił jej kadry, tej armii napoleońskiej i Księstwa Warszawskiego. Drażniły  go w nich: postawa pozbawiona tępego drylu, ironiczny stosunek do nadmiaru musztry oraz rzetelna wiedza wojskowa. Wielki książę chciał mieć żołnierzy wymusztrowanych jak automaty, ślepo wykonujących najbardziej skomplikowane obroty. Oficerowie mieli posiąść tylko tyle wiedzy, żeby nabyte w szkole umiejętności wpoić żołnierzom. Młody uczeń, podobnie jak jego przełożeni, nie podzielał tego poglądu, co było przyczyną zakończenia i tej szkoły przed czasem.”

Zaczynając czytać, poznajemy pierwszego bohatera, który ranny budzi się po potyczce. Doglądany chłopak zaczyna wspominać swoje młodzieńcze lata, które w skrócie nie należały do najmilszych. Dzięki tej podróży wstecz dowiadujemy się również, że bohater już od najmłodszych lat był karmiony opowieściami patriotycznymi, co skutkowało w późniejszych latach wstąpieniem do Aplikacyjnej Szkoły Wojskowej, której nie ukończył. Śledzimy dalej historię Franciszka, który parał się różnymi zawodami, aż do następnego zrywu, który skończył się jego szybką ewakuacją na Kaszuby, gdzie się osiedlił. Po latach, kiedy jego pierworodny syn dorósł, autor przeskakuje z Franciszka na Jana, potem z Jana na Leona, a z Leona na Feliksa. Skutkiem tego jest prześledzenie historii Polski od 1830 do prawie końcówki XX wieku.

 

Określenie książki historyczną zobowiązuje do pewnych wspomnień i tak jak toczy się fabuła, tak są wspominane ważne wydarzenia takie, jak:

  • powstanie listopadowe
  • bitwa pod Dobrem
  • obrona Warszawy w 1831
  • powstanie styczniowe
  • I wojna światowa
  • Cud nad Wisłą
  • kończąc na wydarzeniach u końca zeszłego wieku.

„ Kiedyś, na początku walk, zazdrościł kolegom bandaży, z którymi wracali po bitwach. Były widocznym dowodem męstwa i poświęcenia dla ojczyzny. Wtedy pragnął rany, lecz nie było jej, a teraz bardzo mu przeszkadzała, krwią zalewała oczy, teraz już jej nie chciał.”

Skupię się na opisaniu bohaterów, którzy najbardziej przypadli mi do gustu, a byli to założyciele rodziny:

Jak już wspomniałam, na początku poznajemy młodego porucznika, który ranny budzi się w kurpiowskiej chacie, po jednej z potyczek. Po jakimś czasie dowiadujemy się, że ma na imię Franciszek, jednak autor nie wymienia ani razu jego nazwiska. Śledząc jego historię, spodobało mi się, kiedy osiadał na Kaszubach. Wtedy w pełni mogliśmy poznać jego zalety oraz wady. W szczególności podczas zakochiwania się w Sulce, kiedy większość odradzała mu ze względu na to, że była zwykłą chłopką. Młody mężczyzna nie posłuchał i posłuchał serca.

Bezbłędna była scena, kiedy rodził się pierwszy syn Franciszka i Sulki. Opis paniki i radości we Franciszku, które przejawiały się jego działaniami, skradł moje serce. Natychmiastowo wywołały u mnie uśmiech.

To, co mi się spodobało, to jak autor przedstawił młodego Franciszka. Chłopak został dowódcą 8. Pułku, był żołnierzem, ale właśnie pozostał młodym chłopakiem, który w chwili wytchnienia tęsknił za dziewczynami i domem.

Potem życie znowu rzuciło Franciszkowi kłody pod nogi, przez co musiał uciekać i skryć się na Kaszubach, gdzie zakochał się, ożenił, zbudował dom i doczekał się potomków ze swoją wybranką Sulką.

Nie zmarł szczęśliwie w łożu otoczony wnukami. Tu właśnie autor mnie zaskoczył, przez co obraziłam się na książkę.

„Złota kobieta – pomyślał – jak mogłem być tak niesprawiedliwy dla niej?
I tym bardziej nie szczędził jej czułości.”

Wybranką Franciszka, którą pokochał całym sercem, była dwudziestojednoletnia Sulka. Dziewczyna już raz była mężatką, lecz jej mąż został poturbowany przez dzika i zmarł od ran. Wyszła za mężczyznę nie z miłości, a z obowiązku. W momencie, w którym poznaje Franciszka, dowiadujemy się, że dziewczyna jest już matką. W młodym wieku straciła matkę, ojca i młodszego brata. Został jej tylko dziadek, który dbał o nią, to właśnie on wybadał Franciszka i zgodził się na ślub. W trakcie małżeństwa kochała bardzo Franciszka, dała mu dużo dzieci, ale niestety los zdecydował, że znowu została wdową, kiedy mąż zmarł podczas pracy w Gdańsku na chorobę.

Nie będę opisywać kolejnych bohaterów, gdyż zajęłoby to pół recenzji, tak licznych potomków dorobili się wymienieni powyżej bohaterowie. Pomysłowym wybrnięciem z sytuacji było dodanie na końcu książki drzewa genealogicznego rodziny Franciszka, aż do piątego pokolenia.

Z początku myślałam, że to będzie historia Franciszka, jednak okazało się, że była to przygoda przez pokolenia. Dzięki czemu obserwujemy, jak po kolejnych potomków upomina się historia.

„- Nie można mylić Prusaków z Prusami. Prusacy to inaczej Niemcy, a Prusowie to inaczej lud, którego już nie ma, chrześcijanie wymordowali ich.„

Prócz wojen czyhających na bohaterów, w książce Pan Szczęsny zapoznaje nas z tradycjami, a czasem nawet wierzeniami i przesądami malowniczej krainy, jaką są Kaszuby. Wszystko zaczyna się po tym, jak autor po opisaniu powstań, w których brał udział Franciszek, zaczyna wprowadzać czytelnika w klimat Kaszub. I tu pozwolę sobie wspomnieć, że powieść zawiera bardzo rozbudowane opisy, które przeważają w książce.

Najbardziej podobały mi się swaty i przesądy związane ze sceną porodu oraz już samym zajmowaniem się dzieckiem. Pan Szczęsny zawarł w książce również wątek romantyczny, a raczej wiele wątków, jednak od Franciszka i Sulki wszystko się zaczyna.  Jak na dłoni widać, że obydwoje coś do siebie czują, jednak są tak uparci i wychowani według pewnych zasad, że muszą wręcz w pierwszych momentach udawać, że nic z tego nie będzie, a w sumie to Sulka ucieka parę razy, a Franciszek nie daje za wygraną. Nawet podczas samych swatów, dziewczyna nie rzuca się od razu w ramiona wybranka, a co lepsze wypytuje go o niektóre sprawy. Naprawdę bardzo szanuję za pokazanie roli mężczyzny i kobiety, a także ukazanie szacunku Sulki do samej siebie.

Chociaż, jak tak czytałam dalej, to ogarniało mnie przerażenie. Liczba dzieci rodzonych w tamtych czasach przeszła moje wyobrażenia, pomimo że zdawałam sobie z niej sprawę.

„Wkrótce zafasował woltyżerski mundur i broń. Na głowę, lekko na bakier, włożył czarne filcowe, okrągłe, wysokie na dwadzieścia centymetrów czako z białym metalowym orłem z przodu.”

Książka, którą otrzymałam jest wznowieniem wydanej w 1987 roku powieści o tym samym tytule. Jest swego rodzaju podziękowaniem oraz hołdem dla tych, którzy nie bali się walczyć o wolność, swoje marzenia, nadzieje.

Owszem cała historia podzielona jest na momenty fabularne, jak i historyczne, jednak głównie opowieść skupia się na życiu potomków Franciszka, o których po kolei upominają się kolejne powstania, wojny, walki. Autor sprawnie ukazuje życie takie, jakie jest, czyli narodziny nowego istnienia oraz śmierć. Kiedy odchodzą kolejni bohaterowie zabrani przez naturalną śmierć, chorobę, czy wojnę, to czytelnik czuję w środku taki dziwny niepokój i żal. Podczas jednego z rozdziałów obserwujemy narodziny pierworodnego Franciszka, Jana, którego parędziesiąt stron dalej żegnamy jako sędziwego staruszka. Wtedy właśnie poczułam niepokój i taka myśl mi przemknęła przez głowę: jakie życie jest krótkie. Szczerze powiem, że wtedy zadrżałam.

 

Jedyny minus, jaki wyłapałam w książce, to licznie przytaczane nazwiska postaci oraz historycznych osób, które z czasem zaczęły się kotłować i mieszać. Na szczęście dotyczyło to tylko postaci epizodycznych, które po chwili znikały. Z głównymi bohaterami nie było tego problemu.

Druga sprawa natomiast, jest bardziej subiektywna, gdyż mnie osobiście najbardziej interesowała pierwsza połowa książki, druga była znacznie mniej interesująca dla mnie, gdyż nie lubię czasów zaczynających się od lat 60. ubiegłego wieku, ale to jak mówiłam tylko dlatego drugą połowę książki czytało mi się z mniejszym entuzjazmem, a nie dlatego, że źle była napisana.

Autor porusza w opowieści bardzo ważne sprawy, z których każdy szanujący się Polak powinien wiedzieć, chociażby o tym, jak wysoką cenę płacili za walkę o wolność. Wszystko to w „W krainie Gryfa” jest przedstawione nie z samego szczytu, a z perspektywy zwykłego człowieka, którego jedynym przewinieniem była chęć życia w spokoju, w wolnej ojczyźnie ze swoimi tradycjami.

Tak, jak mówiłam – wielu może odrzucić, jak i przyciągnąć fakt, że książka jest historyczna, jednak pomimo tego, uważam, że warto się przemóc, sięgnąć po ten tytuł i zobaczyć, co musieli przeżyć ludzie, dzięki którym w dzisiejszych czasach możemy mówić bez obaw: „Jestem Polakiem, Jestem Polką.”

 

Na zakończenie przytoczę jeszcze jedną bardzo mądrą wypowiedź:

„- Osiemdziesiąt osiem lat żyję i co roku modliłem się słowami: Boże, spraw, żeby był to ostatni rok naszej niewoli. W końcu modlitwy zostały wysłuchane. Mamy ukochaną Polskę, którą tylko nasi ojcowie znali. Mówię wam, chłopcy, to nieważne, jak będzie, ważne tylko, żeby była. Żeby znowu ktoś nam jej nie sprzedał, nie przepił, nie rozszabrował w kłótniach. Bo jeżeli jeszcze raz ją stracimy, to na zawsze.”

Dodaj komentarz