Julie Lawson Timmer
wychowała się w Stratford w prowincji Ontario (Kanada). Uzyskała licencjat na McMaster University i dyplom wydziału prawa na Southern Methodist University. Pracuje jako etatowy radca prawny firmy motoryzacyjnej w Michigan. Mieszka w Ann Arbor z mężem i czwórką dzieci.
„Ostatnie pięć dni” to jej pierwsza powieść.

Mara jest czterdziestodwuletnią mamą adopcyjną dla pięcioletniej Lakshmi. Sama także w dzieciństwie była adoptowana. Ma wspaniałego męża i wymarzone życie. Jednak pewnego dnia dowiaduje się, że cierpi na Huntingtona-nieuleczalną chorobę genetyczną. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Mara powoli przestaje być samodzielna w wielu czynnościach. Mimo wsparcia bliskich nie może się z tym pogodzić, co skłania ją do podjęcia dramatycznej decyzji… o odejściu na zawsze. Kobieta daje sobie pięć dni na pożegnanie wszystkich, których kocha.

Scott jest nauczycielem gimnazjum i trenerem koszykówki. Wraz z żoną od roku sprawuje opiekę nad Curtisem – ośmiolatkiem z trudnego środowiska. Za pięć dni chłopiec, którego Scott pokochał jak własnego syna, ma wrócić do biologicznej matki…

Mimo iż Mara i Scott nie znają się osobiście, to łączy ich przyjaźń na forum internetowym, gdzie wymieniają się opiniami i dodają sobie otuchy w najtrudniejszych chwilach.

„Historie Mary i Scotta pokazują, jak różne mogą być granice ludzkiej wytrzymałości. Czasami miłość nakazuje za wszelką cenę zatrzymać ukochaną osobę, a czasami wymaga, żeby pozwolić jej odejść”.

Początkowo, po przeczytaniu opisu, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę powieść. Nie oceniałam jej ani gorzej, ani lepiej, po prostu na myśl nasunęła mi się trochę inna fabuła.

Uwielbiam powieści, które poruszają takie trudne tematy życiowe, chyba wiele osób je lubi. Pokazują nam one, że nie wszystko w życiu musi kończyć się happy endem.
Dzięki tej książce dowiedziałam się, jak choroba może zniszczyć niejedno ludzkie życie. Najgorzej jest, kiedy dowiadujemy się o niej z dnia na dzień, tak nagle. Nie wiem, czy w sytuacji Mary nie podjęłabym takiej samej decyzji. Niestety doskonale rozumiem, jakim osoba ciężko i nieuleczalnie chora, a w późniejszym stadium choroby „przykuta” do łóżka, może być ciężarem. Nikt nie chce, aby go to spotkało.

Podczas czytania „Ostatnich pięciu dni” podziwiałam Marę za to, jaka nawet w najtrudniejszych sytuacjach była silna i zdeterminowana. Miała wiele momentów załamania, jednak dawała radę. No bo kto by się nie załamał w takiej sytuacji?

Jeśli chodzi o sytuację drugiego bohatera – Scotta – uważam, że nie powinno się za bardzo przywiązywać do dziecka, nad którym sprawuje się tymczasową opiekę i wiadomo, że prędzej czy później wróci do biologicznych rodziców. Jak to napisała Julie Lawson Timmer „trzeba zachować kawałek serca dla siebie i nie oddawać go w stu procentach”.

Książka sama w sobie jest niesamowicie wciągająca. Nie można się oderwać, kiedy już się zacznie czytać. To piękna, a zarazem smutna opowieść o miłości, samotności, determinacji i chorobie. Pokazuje, jak bardzo trudne decyzje trzeba czasem podjąć w życiu, kierując się nie własnym, lecz także dobrem naszych bliskich.
Zdecydowanie polecam!

Ostatnie.piec.dni_okladka.z.naklejka

Dodaj komentarz