Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego jest tak, że proza ujmująca świat w sposób przerażający, mroczny,
niewolny od tragizmu i wszelkich ułomności jest uznawana za wybitną? Dlaczego dzieła noblistów, laureatów angielskiego Bookera, polskiej Nike, francuskiej Nagrody Goncourtów często noszą znamiona egzystencjalnej i moralnej degrengolady, dehumanizacji, fatalizmu i przewrotności ludzkiego losu rzuconego w wir rzeczywistości zbudowanej wedle odmiennych prawideł niż boski eden? Otóż dlatego, że taki obraz świata i zanurzonego w nim człowieka jest najprawdziwszy i najbliższy temu, z czym przychodzi się spotykać najczęściej.
Na takim fundamencie swój geniusz pisarski zbudował Cormac McCarthy – autor „Dziecięcia bożego”, książki nie tyle bulwersującej,
co wzbudzającej empatyczne uczucia oraz stawiającej pytania o moralną odpowiedzialność w świecie wyzutym z boskiej inicjatywy.

Tym razem McCarthy wziął na warsztat temat niepokojący i obsceniczny. Tytułowy bohater – zboczony seksualnie dewiant i morderca –
to postać wyjęta z mrocznych marginesów społecznych, pomykająca ze strzelbą u boku pomiędzy jej podobnymi pijakami i outsiderami.
Lester Ballard nie stroni od alkoholu i równie jak on zepsutego towarzystwa (rodzina śmieciarza), pęta się po lasach, pomieszkuje w opuszczonych, rozpadających się chatach, ot lump jakich wielu na tym bożym świecie. Do tego lubi półnagie i jeszcze lepiej, nagie kobiety, czy to żywe czy martwe. Gwałci i zabija. Ale także płacze i przynosi małego ptaszka niedorozwiniętemu malcowi. Bezcześci zwłoki, jednocześnie ubierając je w drogie sukienki i bieliznę. Ballard to typ spod ciemnej gwiazdy, wyrzutek, samotnik, pogardzany przez innych obiekt kpin.
Ile w jego postępowaniu jest bestialskiej perwersji, a ile poczucia winy za swoje takie, a nie inne psychiczne ukształtowanie tego nie sposób określić, autor nam na to nie pozwala, ale bez wątpienia Ballard to nie tylko morderca. Humanizm wpisany w powieść objawia się w samym jej tytule.
Wydawać tylko negatywne sądy o Lesterze byłoby niesprawiedliwością (ten, kto tak czyni może postawić się na równi z resztą prymitywnego społeczeństwa Sevierville). Bardziej zasadne wydaje się przepuszczenie jego historii przez pryzmat idei samotności człowieka – dziecka bożego – w świecie opuszczonym przez jego stwórcę. Postępowanie Lestera to w głównej mierze symbol ludzkiej niemożności i nieumiejętności podporządkowania się roli, jaką narzucił nam Bóg – roli dzieci bożych. Skazany na nią bohater przegrywa z kretesem; choć stoi ponad prawem i moralnością nie da się go postrzegać jako nadczłowieka, raczej jako ofiarę i egzystencjalnego bankruta. Cormac jednoznacznie spycha w tło boski pierwiastek tkwiący w człowieku, pokazując jego niewystarczalność w zderzeniu z ściśle psychicznymi i fizycznymi popędami
(jak libido, czy pęd ku przetrwaniu), które sterują życiem Lestera w większym stopniu niż świadomość, że jest on stworzony na podobieństwo istoty absolutnej. Taka wizja człowieka, uwikłanego w sferę ścierania się ‘sacrum’ i ‘profanum’, to jeden z naczelnych wątków w twórczości Cormaca (chociażby „W ciemność”), w „Dziecięciu bożym” podniesiony do rangi klucza interpretacyjnego. Choć znaczna większość
Czytelników jest zdegustowana potwornymi czynami Lestera, warto podkreślić, że w pierwszej kolejności jest to człowiek potwornie samotny, wyobcowany z kręgu społeczeństwa za swoją intelektualną ułomność i sieroctwo. Nikt nie potrafił dostrzec, że świetnie strzela, kocha
przyrodę i jest uczciwy. Potrzeba akceptacji i miłości osiągnęła swój punkt kulminacyjny w momencie, gdy Ballard odnajduje w porzuconym samochodzie zwłoki kochanków (zmarłych w niewyjaśnionych okolicznościach). Stosunek seksualny, jaki odbywa z martwą dziewczyną
wyzwala w nim nieznane odczucie – po raz pierwszy nie został odtrącony. Unosi więc trupa nastolatki do swojej nory, by czesać jej włosy, spać z nią przy kominku i ubierać w czerwoną halkę. Gdy ciało dziewczyny ginie podczas pożaru domu, Lester wpada w wir zbrodni i postępujące niczym lawina szaleństwo. Ciężko wyobrazić sobie późniejsze motywy postępowania bohatera, gdy ukryty w jaskini znosi do podziemnych pieczar kolejne ciała. Wydaje mi się, że robi to po trosze z zemsty za swoje krzywdy, po trosze z obłędu. Finał powieści jest ukłonem w stronę ludzkiej godności – znienawidzony wyrzutek społeczny unika linczu i umiera śmiercią naturalną, a jego zwłoki służą lekcji anatomii dla przyszłych lekarzy. Jakkolwiek tytuł powieści sugeruje treści bardziej metafizyczne, „Dziecię boże” to tak naprawdę ukłon w stronę naturalizmu, gdzie jednostka ludzka ukazana została jako czysto fizyczny twór zaopatrzony w mózg, dyktujący jej postępowanie zgodne z pierwotnymi instynktami i popędami. Parafrazą tej idei na poziomie fabuły jest motyw jaskini, w której pomieszkuje Lester (niczym nieucywilizowany, pierwotny ‘homo sapiens’) oraz finalny obraz jego poćwiartowanych przez patologów zwłok, nad którymi prowadzą naukowe dywagacje.

Przestrzenią sprzymierzoną z mordercą jest w powieści przyroda, której McCarthy przypisał niezwykłą rolę.
Została ona przeciwstawiona zamkniętemu, ucywilizowanemu społeczeństwu, wrogo nastawionemu do wszelkich przejawów inności
i ułomności. Lester swoje schronienie znajduje w lasach, zagubionych w pustkowiach chatach, gdzie przez wybite okna wieje wiatr i sypie śnieg, dzikich ostępach pełnych zwierzyny oraz w wilgotnych jaskiniach. Ich wzajemna relacja (Ballarda i natury) jest w powieści bardzo silnie zaznaczona – zbrodnie bohatera wydają się być strzeżone przez same siły natury, mróz uniemożliwia poszukiwania ciał, a padający śnieg skutecznie grzebie ślady.

Niejednoznaczności i sprzeczności, jakimi karmi Czytelnika autor w książce Dziecię boże, czają się wszędzie – magia przyrody i brutalność,
z jakimi Lester morduje, groźne, boskie oko wiszące nad bohaterem i czysto fizyczne ludzkie popędy generują ogromne namnożenie
wieloznaczności w ocenie bohaterów i fabularnych wydarzeń. Ascetyczny charakter poprowadzonej narracji, mroczność, elementy ballady
i legendy tworzą tło dla czysto ludzkiego, empirycznego i namacalnego dramatu moralnego i egzystencjalnego. To przenikanie się pewnej oniryczności, mityczności z naturalizmem i bezkompromisowością w przedstawieniu najmroczniejszych stron ludzkiej osobowości złożyło się na zdumiewającą powieść.
Cormac to pisarz z górnej półki, mało kto potrafi stworzyć demonicznego, odrażającego bohatera, któremu Czytelnik jest w stanie współczuć.

Dziecieboze_CormacMcCarthyimages_big

 

Dodaj komentarz