Druga płyta zespołu Chłopcy Kontra Basia pod tytułem „O” udowadnia, że można wygrać popularny program muzyczny i nie dać się pokonać tandecie oraz nęcącej łatwiejszej drodze. Zespół nie rezygnuje z własnego stylu. Co więcej, podkreśla go, podkręca i absolutnie zaskakuje. Tylko czy nadmiar, całe to sprzeniewierzanie się schematowi, próba wyrwania z jego objęć, nie sprawiły, że zespół Chłopcy Kontra Basia nieco przekombinował?

Do spotkania z „O” zachęca już samo opakowanie płyty. Piękna czerń i wykaligrafowana na złoto litera natychmiast kojarzą się z czymś tajemniczym i jednocześnie nieco przerażającym. Z drugiej zaś strony sposób jej zobrazowania przywodzi na myśl piękne tomy z dziecięcymi baśniami. I nie są to przeczucia nietrafne, bowiem w „O” znalazło się miejsce i dla tajemnicy, i dla swoistego rodzaju strachu, i dla baśniowości.

Wszystkie z jedenastu utworów stanowią swoiste przetworzenie znanych – bardziej lub mniej – legend, historii lub po prostu ich schematów. Pojawiają się w tekstach demony, księżniczki, wiedźmy i zaczarowane góry; miłość, przekleństwo i śmierć. Jeżeli jednak wpadlibyście na pomysł usypiania podobną playlistą dziecka, to muszę Was ostrzec – bliżej tym utworom do braci Grimm w pierwotnej wersji, niż współcześnie znanych ugładzonych wersji.

Osobiście najbardziej przypadły mi do gustu historie: „O czarnym mieście”, które skryło się pod żałobnym całunem; „O Królu-Wężu” – najciekawsza muzycznie opowieść; „O wielkiej” ze względu na piękną, choć nieskomplikowaną metaforę miłości; „O tym jak zmarła Bieda z Nędzą”, ponieważ urzekła mnie gra słów i umiejętne wykorzystanie tego, co oferuje polski język; oraz „O dwóch górach” jako najplastyczniejsza z zaprezentowanych wizji.

Muzycznie całość prezentuje się równie mrocznie. Chwilami wydaje się, że twórcy wpadli w jakąś formę transu lub też próbują w taki trans wprowadzić swoich słuchaczy. Przeplata się we wszystkich utworach mieszanina prostych, ludowych melodii Słowian, ale i wysokie, nęcące dźwięki bliższe raczej krajom Bliskiego Wschodu. Całość tworzy niesamowicie pociągającą kombinację orientu i polskiej wsi.

Chłopcy Kontra Basia pozostają wierni nie tylko folkowi, ale przede wszystkim kontrabasowi, który dudni głęboko we wszystkich utworach, wibrując niepokojąco i pozwalając się wyczuć w całej klatce piersiowej. Cenię sobie podobną wierność założeniom. Niestety, chociaż temat i pomysł na „O” mnie urzekły, a brak rezygnacji z wiodącego instrumentu rozczulił, to muszę przyznać, że niekiedy utwory wpadają w zbyt wielki zamęt i chaos. Kakofonia dźwięków nie jest ani nastrojowa (niepokojąca czy wzruszająca), ale mimowolnie wykrzywia twarz, jak w reakcji na coś naprawdę nieprzyjemnego.

Brakuje też na płycie utworu, który od tego eksperymentowania i kombinowania pozwoliłby odpocząć. Czegoś pozostającego w duchu konceptu, ale mniej wymyślnego i okraszonego całą serią muzycznych zabiegów, chórków i językowych wygibasów.

Zwłaszcza to ostatnie sprawiło, że chwilami zastanawiałam się, czy słucham utworu muzycznego, czy zestawu ćwiczeń od logopedy. W stosunku do długości wszystkich utworów ilość fragmentów pozbawionych sensu „fabularnego”, a zawierających całe ciągi niełatwych do wyartykułowania „wyrazów” lub ich zestawów, okazała się jak dla mnie zbyt duża.

Niezależnie od garstki zgrzytów Chłopcy Kontra Basia i ich „O” to kawał przemyślanego i solidnie zrealizowanego pomysłu. Utwory zostają w głowie, a intrygujące historie i nie mniej interesujący sposób ich opowiedzenia, sprawiają, że słuchacz zastanawia się nad zawartością płyty jeszcze długo po tym, jak wybrzmi. Gdy ja zamykam oczy, pod powiekami wciąż mam góry, o których nie wiadomo, która jest przeklęta, a która błogosławiona. Czekam na kolejny projekt w podobnym duchu. Byle mnie logopedyczny.

Alicja Górska
chłopcy-kontra-basia-recenzja-plyty

Dodaj komentarz