Na tę książkę polowałem ponad pół roku. Ukazała się ona dzięki staraniom zdominowanego w znacznej mierze przez polskich Tatarów Muzułmańskiego Związku Religijnego (MZR), i właśnie do tej instytucji wysłałem maila z zapytaniem o dostępność publikacji. A zapytałem ponieważ na początku kwietnia 2018 r. w Manchesterze w wieku 103 lat zmarł Mustafa Abramowicz, polski Tatar, autor dwóch książek wspomnieniowych, ale przede wszystkim ułan biorący udział w II wojnie światowej. Wtedy, po moim zapytaniu, odpowiedź MZR przyszła bardzo prędko: „Nie, nie posiadamy. Cały nakład wyczerpany.”. Na szczęście, lub raczej, jak się później okazało, nieszczęście, trafiłem na wyżej wspomnianą książkę na największym polskim serwisie aukcyjnym. Cena 19,99zł + koszty wysyłki okazała się być adekwatną do proponowanej treści. Chodzi o publikację z 2016 r. zatytułowaną „Droga mojego życia”. Mustafa Abramowicz, zwany po prostu Stefanem, opisuje w niej swoje życie ze szczególnym uwzględnieniem okresu II wojny światowej, w czasie której dostał się do sowieckiego obozu jenieckiego w Kozielsku, by potem przerzucić go do kilku innych podobnych miejsc w ZSRR, aż wreszcie dzięki układowi Władysław SikorskiIwan Majski i tzw. amnestii dla obywateli polskich z Rzeczypospolitej: zesłanych, uwięzionych w więzieniach śledczych NKWD i deportowanych do obozów koncentracyjnych Gułagu dołączył do tworzącej się Armii gen. Władysława Andersa.
Książka napisana jest bardzo prostym językiem, co bynajmniej nie jest zarzutem. Niestety, jeśli chodzi o elementy muzułmańskie (wszak Abramowicz, nawet jako Stefan, był Tatarem i w dzieciństwie uczęszczał do szkółki koranicznej) czytelnik przeżywa ogromny zawód. Autor opisując swe życie ani razu nie napomknął, że się modlił, że pościł w czasie Ramadanu, że nie jadał wieprzowiny czy nie pił alkoholu. Przeciwnie, sporo było opisów spożywania wszelakich trunków, z włoskim winem na czele. Posiłki jedzone przez pana Abramowicza także nie były halal, choć przez spory czas stacjonował on z armią gen. Andersa w Iranie, Iraku, Jordanii, Egipcie i Palestynie. Ale gdzie tam jedzenie! Abramowicza dziwiły „zakwefione” kobiety, zdumiewało arabskie pismo, odpychała perska muzyka. Nawet nawoływanie muezzina do modlitwy opisał dziwacznie fonetycznie („Ełłahu Ekbar”).
Tę książkę czytało mi się wyjątkowo źle. Liczyłem na wspomnienia polskiego muzułmanina, a otrzymałem opowieść stuletniego staruszka na poziomie ucznia V czy VI klasy szkoły podstawowej. Niemniej poniżej zamieszczam kilka fragmentów, bardziej w ramach ciekawostki niż dla zachęty do kupna owej publikacji.
Natomiast jako ilustrację muzyczną na dole dzisiejszego wpisu zamieszczam utwór „Bajdarawa Jołłary” („Uliczki Bajdarów”) wykonywany przez polskiego Tatara Dawida Chazbijewicza z grupy taneczno-wokalnej Buńczuk.

O latach dzieciństwa:

„Dzisiaj nie wyobrażam sobie biegania boso po podwórku lub ulicy, a przecież do września roku 1937 głównie chodziłem na bosaka, z wyjątkiem zim, w które nosiłem ciężkie buty do kolan, chroniące przed srogimi mrozami. Gdy tylko nadeszła wiosna, pierwszy śnieg stopniał, wtedy można było już zdjąć buty i chodzić na boso. Mawiano bowiem, że jak tylko zagrzmi pierwszy grzmot, wtedy już się nie zaziębisz, więc większość czasu chodziło się na bosaka”.

O pobycie w sowieckim obozie jenieckim w Kozielsku:

„W czasie, kiedy byłem w Kozielsku, przebywało w obozie około 15 tysięcy więźniów: żołnierzy, policjantów i cywilów. Nie mając konkretnego zajęcia, włóczyliśmy się po obozie, po budynkach i przyległych polach w nadziei, że znajdziemy jakieś pamiątki pozostawione przez innych, które byłyby zapiskami przeszłości. Głód dawał nam się strasznie we znaki: jedynym posiłkiem była ta wodnista i bardzo słona zupa z kawałkiem chleba”.

O pobycie wraz z Armią gen. Andersa na terytorium Iraku:

W tym pustynnym miejscu spotkałem kolegę z mojego Klecka. Kiedy przyszedł do mnie w odwiedziny, kupiłem w arabskim sklepie butelkę spirytusu pod nazwą „Arak”. Wypiliśmy po kilka kieliszków, a resztę rozczęstowałem wśród kolegów. Ta mała ilość wystarczyła, żebym nie pamiętał, jak odprowadziłem kolegę do jego obozowiska i jak z niego wróciłem”.

O pierwszej wizycie w Polsce:

„2 marca 1987 roku wybrałem się na wycieczkę do Polski, której nigdy przedtem nie miałem okazji zobaczyć. Poleciałem samolotem do Krakowa, żeby zwiedzić południową część tego pięknego kraju. Przez tydzień zwiedzałem miasto z jego zabytkami, a przede wszystkim Wawel z grobowcami królów Polski, Kopiec Kościuszki i wiele innych. Wizyta ta dostarczyła mi niesamowitych wrażeń”.

Mustafa (Stefan) Abramowicz
ps. Munia
Stopień wojskowy: porucznik.
Ur. 20.01.1915 r. – Kleck, Rosja (obecnie Białoruś).
Zm. 09.04.2018 r. – Mancherster, Anglia, Wielka Brytania.
Żona: Halina Milkamanowicz (XII 1949-1999, jej śmierć), 2 córki: Mary (ur. 30.09.1950) i Janet (ur. 03.07.1955).
Wydane publikacje książkowe: „Wędrówka życiowa. Autobiografia” (Polska Fundacja Kulturalna, 2004), „Droga mojego życia” (Wyd. Muzułmańskiego Związku Religijnego RP, 2016).

, z wt

Dodaj komentarz