„Piękno wspierają trzy filary: kształt, umiar oraz ład. Nieobecność jednego z nich jest wyraźnie widoczna i zauważalna. Brak ładu skutkuje chaosem i zbędną zawiłością. Brak umiaru sprawia, że szybko tracimy z oczu główny wątek. Brak kształtu jest jak okręt pozbawiony wioseł sterowych oraz żagli – dryfuje bez celu.”

Zacznę od razu od pytania: dlaczego ja wcześniej nie słyszałam o tej książce? Może nie jest idealna, może nie każdemu się spodoba, ale dla mnie jest swego rodzaju perełką wśród książek, małym niepozornym skarbem, który trafił do mnie wyłącznie przez przypadek. Książkę otrzymałam od Autora, Grzegorza Wielgusa, który dodatkowo okazał się niezwykle skromnym człowiekiem.

„Krzyżowiec” to nie jest lekkie czytadło, ale jest to niesamowita książka napisana pięknym i bogatym językiem. Ostatnio czytałam książki, które napisane są zwyczajnie, lekko, szybko się je czyta i miałam mały kłopot w przestawieniu się na to, co zastałam w tej lekturze. Po publikacjach, które nie wymagały ode mnie skupienia i wgryzienia się w dodatkowe warstwy znaczeń, umiejętnie ukryte pod tekstem, musiałam się porządnie otrząsnąć i otworzyć umysł. Zatem podstawowa sprawa moi drodzy czytelnicy, ta książka jest wyzwaniem i nie wolno jej potraktować na szybko. Warto się rozsmakować w pięknych opisach, wręcz filmowych, nie uronić słów, które kryją dodatkowe znaczenia i pozwolić sobie na spokojne przyswajanie treści.

„Płomień jest jak życie skazane na śmierć w momencie narodzin. Jego istnienie trwa ledwo mgnienie oka, a mimo tego przypisuje mu się miano wiecznego żywiołu. Pierwszy ognik ogarniający nieśmiało palenisko nie jest tym samym, który dogorywa na blednącym żarze w jego ostatniej chwili.”

Niech wrócę jednak do książki i treści samej w sobie. Fabuła wije się wokół niezwykłej podróży tytułowego bohatera, Krzyżowca. To umarły, który za życia był okrutnikiem, zachłannym mordercą, zaćmionym wciąż żądzą walki i krwi. Po śmierci zostaje zbudzony i wypuszczony w świat ze swej pokutnej celi, by w długiej wędrówce do Grobu Pańskiego odpokutować czyny ze swego doczesnego życia. Wędrujemy wraz z nim w obliczu dżumy i gnijącej natury ludzkiej. Obraz brzydki, paskudny i śmierdzący, trupi.

Autor zastosował w swojej książce głównie kategorię estetyczną brzydoty, stąd całość jawi się jako dzieło turpistyczne. Umiejętnie pokazał choroby, śmierć, upadek moralny, które wstrząsają czytelnikiem. Jeszcze większy efekt uzyska na czytelniku, który bystro wyłapie między linijkami komentarz do obecnej kondycji ludzkości, oraz dzieł literatury. Komentarz niewidoczny w sposób prosty, ukryty pod niewiarygodnie fantastycznym obrazem, jednak po chwili możemy odczytać go i jak kalkę nałożyć na nasze czasy.

„Biedni przybywali tu, aby zaoferować jedyny skarb, jaki posiadali, swoje ciała, które krajano na strzępy i sprzedawano zainteresowanym. Jeżeli takiemu biedakowi dopisało szczęście, mógł na targ przywieźć szczątki cudzych osób, samemu jedynie targując się o najlepszą cenę, bez obawy utraty dłoni czy stopy. Wyżej w hierarchii stali ci kupcy, którzy zapewniali dostawy towarów luksusowych, często na zamówienie. Dłonie złodziei, nasienie wisielców, Ręka Chwały, czy płuca podpalacza były dla tych ludzi przedmiotami nieustającego zbytu oraz źródłem bogactwa. Niestety wraz z niezwykłymi mocami owych narządów w parze szła także ich cena, większość z artykułów musiała być bowiem świeża, aby spożytkować je właściwie. Często obok tych straganów stali dostawcy takich specjałów, łowcy ludzi, o wyglądzie niemalże zwierzęcym bądź okaleczeni ponad wszelką miarę, przypominający zmasakrowane zwłoki. To oni włamywali się do biskupich grobowców, rabowali świeże mogiły skazańców i podążali za wykrwawiającymi się armiami w poszukiwaniu najciekawszych okazów.(…)
Zupełnie inną grupę stanowili na targu wolni najmici, ludzie dostający nieco grosza za spełnianie wszelkich zachcianek swych nowych właścicieli. Chociaż niewolnictwo było zakazane, to nikt nie potrafił powstrzymać procederu kupowania i uzależniania od siebie ludzi, który w obiegowej opinii nazywano 'dawaniem chleba’.”

Czy to „dawanie chleba” i te hieny szukające najlepszych okazów, nie kojarzą Wam się z czymś, co widujemy, lub nawet doświadczamy, na co dzień?

Wykreowany świat zdaje się być piekłem na ziemi. Przepełniony wszelkimi paskudztwami, umarłymi, dziwacznymi i niebezpiecznymi stworzeniami, zarazą, wojnami, niegodziwościami. Krzyżowiec nie mówi. Dialogów jest niewiele, ale świat poznajemy poprzez filmowe opisy i myśli bohatera. Kreatury, które spotyka na swojej drodze wydają się niewiele różnić od zgniłych za życia ludzi. Wszystko przywodzi na myśl podróż Dantego przez Piekło, nawet spotykane istoty przypominają niektórych pokutujących grzeszników. 

„Opasła narośl na drzewie była groteskowo wykrzywionym człowiekiem, nieomal kompletnie zrośniętym z pniem. Jego ciało pokryła kora, nogi zaś na stałe stopiły się z drzewem. Poskręcana gałąź, niegdyś ręka, uniosła się w geście powitania.
(…)
Rycerz wpatrywał się w narośl, skrywającą w sobie tę udręczoną duszę, o której zapomniał świat. Jego spojrzenie przesunęło się po innych drzewach, równie poskręcanych i rozdętych.”

Zakłamanie, fałsz, który możemy dostrzec na wielu przykładach w książce jest porażające i przygnębiające, i takie współczesne.

„Wierzyli, że własnym cierpieniem otworzą sobie oraz innym drogę do raju. Być może Ojciec w niebiosach, widząc tę ofiarę, odwróci zły los.
Setki biczowników minęły Rycerza ze śpiewem na ustach, chłostając się bez litości, wyrywając z pleców kawałki mięsa. Krew płynęła po ich ramionach, kapała w błoto, które nabierało chorobliwej barwy. Niektórzy pokutnicy padali z wycieńczenia, a mimo to nie zaprzestawali modlitw oraz szeptania wersetów psalmów. Maszerujący biczownicy jednak nie zważali na swych braci i siostry, leżących w błocie. Wdeptywali ich w trzęsawisko, pozostawiając za sobą krwawy szlak oraz ludzkie ciała.”

Nie nazwałabym tej powieści historyczną, a raczej apokaliptyczną fantastyką. Zdaje się, że dżuma wcale nie jest największym problemem ludzkości. Ludzkość trawi niegodziwość i zło, które deformuje ich ciała. Bohater uosabia człowieka, który mimo początkowo czystych intencji zboczył z właściwej ścieżki, złamał swój kręgosłup moralny i wciąż z wartościami na ustach zaprzeczył im swoimi czynami. Ta podróż to możliwość odkrycia na nowo znaczenia wartości, odnowienia honoru rycerskiego i odkupienia grzechów poprzedniego życia. Bezsprzecznie w tej podróży można odkryć miałkość obecnego stanu ludzkiej rasy, gdzie dostrzegamy również rozkład podstawowych wartości, stan, w którym człowiek przestaje być ludzki. Zapatrzeni w siebie, w egoistycznej gonitwie za własną wygodą, bez serca, bez uwagi dla innych, lub choćby refleksji do czego mnie to zaprowadzi. Swego rodzaju wynaturzenie pokazane przez Wielgusa można przełożyć na wstrząsające doniesienia mediów, oraz sprawy, o których media nie donoszą, bo już tak do nich przywykliśmy. Podobnie, jak w jednej z wiosek całą społeczność trawi pasożytniczy grzyb, który więzi dusze w już martwym ciele, tak wokół siebie możemy dostrzec niewidocznego grzyba nieszczącego nas od wewnątrz. Autor wyjął dolegliwości duszy, moralności na wierzch i pokazał je w bardzo fizycznej formie, nie bojąc się szokującej wręcz brzydoty.

Rycerz powoli odkrywa prawdę i uczy się na nowo szlachetności. Powoli przestaje czuć zew walki dla samego mordu i rozlewu krwi, a Jego miecz staje się mieczem sprawiedliwego kata. Umarły, który wędruje po odkupienie, ukojenie, spokój przechodzi niewiarygodną przemianę stając się narzędziem przeciw siłom piekielnym grasującym na świecie.

„Nie lękaj się piekła, ono jest puste! Wszystkie diabły są już tutaj!”

Treść jaką niesie powieść to nieprzeciętny majstersztyk, a do tego debiut. Debiut niezwykle udany według mnie. Polecam książkę wszystkim, ale uprzedzam, że jest to lektura ambitna, której należy poświęcić trochę czasu i refleksji. Mogłabym o niej pisać jeszcze bardzo długo, analizując poszczególne wydarzenia, ale nie jesteśmy na lekcji języka polskiego, więc pozostawiam Was tylko z tym. Mam nadzieję, że każdy czytający będzie potrafił tak docenić tę książkę jak ja.

  KOMENTARZ AUTORA O KSIĄŻCE 
Postanowiłem oprzeć się na dziełach Boscha, Beksińskiego, Dantego, Talhoffera oraz innych twórców – zarówno z epoki, jak i późniejszych – których dzieła tworzyły atmosferę mistycyzmu oraz tajemnicy, która pasowałaby do gotyckiego tonu powieści. Wtedy też uznałem, że jeżeli już zdecydowałem się na książkę impresyjną, osadzoną w świecie pełnym zaraz oraz zjawisk nadnaturalnych, to mogę przy okazji odwrócić wiele stereotypowych rozwiązań z książek fantasty i napisać coś, czego mnie brakowało w ostatnich pozycjach z tego gatunku, jakie miałem okazję przeczytać.
krzyżowiec-wielgus-okładka

Dodaj komentarz