Jesteśmy przyzwyczajeni do naszej codzienności. W końcu jest to coś znanego nam, coś, co daje nam bezpieczeństwo i możliwość dobrego samopoczucia. Często nawet nie zwracamy uwagi, że zachowujemy się ciągle tak samo i tak naprawdę to lubimy. Przecież nie ma w tym nic złego. Ale czy czasami nie byłoby dobrze spróbować czegoś nowego i zaryzykować? Iść za ciekawością? Świat jest piękny i kryje wiele tajemnic, które ktoś musi odkryć. Czemu właśnie nie ty?

Krudowie to jaskiniowcy, którzy opanowali do perfekcji sztukę przetrwania. Mimo że już żadni z sąsiadów nie żyją, zjedzeni przez jakieś gady czy wykończeni przez epidemię, to ta rodzinka nie daje się. Wychodzi z jaskini tylko w dzień i to na krótko. Jest to jedyne życie, które znają, a głowa całej rodziny uważa, że najlepsze z możliwych. Jednak pewnego dnia Eep postanawia na chwilę wyjść w nocy. Przyciągają ją iskierki ognia, które są dla niej całkowitą nowością. Wtedy też poznaje niesamowitego Guy’a. Chłopak ostrzega ją przed końcem świata. Dziewczyna nie wierzy w niego, ale gdy pojawiają się znaki zwiastujące koniec, wszystko w życiu Krudów zmienia się. Czy tym razem przetrwają? Jakie tajemnice skrywa ich świat?

O „Krudach” w swoim czasie było bardzo głośno. Pamiętam, gdy w telewizji pojawiały się niezliczone reklamy, a każde dziecko chciało poznać tę zwariowaną rodzinkę. Mimo to nie zwróciłam większej uwagi na tę animację. Było w tamtym czasie o wiele więcej bajek, które przyciągały moją uwagę. Jednak teraz, gdy obejrzałam prawie wszystkie możliwe, wróciłam i do tej. Animacje to mój ulubiony gatunek filmowy. Uważam, że jest niedoceniany i spłycany niepotrzebnie. Może i są to opowiastki dla dzieci, ale jakby nie patrzeć niosą ze sobą wiele nauki i dostarczają jeszcze więcej rozrywki. Dla mnie to idealny rodzaj filmu. I ostatecznie chyba każdy go lubi – nawet jeśli temu przeczy. Dlatego cieszę się, że obejrzałam tę produkcję i mam po niej bardzo dobre odczucia.

Co do pomysłu… Nie oszukujmy się – motyw jaskiniowców jest bardzo popularny w naszej kulturze, a w kinematografii jest tego pełno. Podejrzewam, że dlatego tak długo zwlekałam z obejrzeniem „Krudów”. Mimo tej sztampowości czuć w nich pewien powiew świeżości. Nie jest już to schematyczna historia, ale wykorzystanie starego motywy w niekonwencjonalny sposób, który nieraz i nie dwa zaskakuje. Bardzo podoba mi się to nowe ujęcie, choć czasami jest bardzo nielogiczne.

Od pierwszych minut wciągnęłam się w tę opowieść i tak naprawdę nie mogłam jej przestać oglądać. Musiałam dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy, jak potoczą się losy rodzinki. Fabuła jest niezwykle emocjonalna, czego w ogóle się nie spodziewałam, gdyż w większości bajek stawia się bardziej na rozrywkę i tylko w małym stopniu na silne emocje. Tutaj to wszystko było odwrócone. Raz się śmiałam, by zaraz drżeć o życie bohaterów. Czasami było mi tak przykro, że nie wiedziałam, co ze sobą mam zrobić. Chciałam wejść do tego świata i pozmieniać niektóre rzeczy tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Żałowałam, że to niemożliwe. Tym bardziej że historia jest rozbudowana i wielokrotnie szokuje. Może jesteśmy w stanie przewidzieć ostateczne zakończenie, ale to co dzieje się pomiędzy jest po prostu nieprzewidywalne.

Główna bohaterka – Eep – od początku wzbudziła moją sympatię. Okazała się załamaniem schematu standardowych głównych postaci, które irytują na każdym kroku. Była otwarta na doświadczenia, nie grała nie wiadomo kogo, tylko cały czas po prostu była sobą i nie zamierzała tego zmienić. Czasami chciało mi się śmiać, gdy nie miała żadnych ograniczeń, a jej zachowania po prostu nie dało się opisać. Kogoś takiego nie da się nie lubić. Zresztą sam Guy również okazał się ciekawą osobowością, ale przy tym wyjątkowo tajemniczą i rąbek tych wszystkich sekretów nie zostaje uchylony. Co jednak mi w ogóle nie przeszkadza, ponieważ chłopak straciłby wtedy tą swoją iskrę, która nadawała akcji historii. Aczkolwiek ze wszystkich bohaterów najbardziej polubiłam Gruga, czyli ojca Eep. To jak starał się ochronić rodzinę oraz jego miłość urzekły mnie od początku. Zdobył cały mój szacunek i oddanie.

„Krudowie” ukazują, jak ważna jest w życiu ciekawość świata. Ale ostrzegają również przed nierozwagą i brakiem odpowiedzialności. Właśnie takich bajek potrzebują dzieci, a tym bardziej dorośli, którzy zapominają, co to znaczy żyć. Jasne, że trzeba na siebie uważać i nie robić bezsensownych głupot, ale nie można też całe życie siedzieć w skorupie i nawet nie próbować czegoś zmienić, przeżyć coś nowego. Czasami w rolę wchodzi walka o przetrwanie, która w naszym świecie wydaje się już mało uniwersalna, jednak jeśli spojrzeć na to z innej strony, to nadal w dużej mierze nas dotyczy i moim zdaniem warto o tym pamiętać. W szczególności jak ma się nadopiekuńczego ojca jak Eep. Ich relacja pokazuje, co w życiu znaczy prawdziwa miłość i ile można za nią oddać. Historia opisująca ich miłość jest niesamowicie wzruszająca. Czasami miałam ochotę płakać i przede wszystkim kibicowałam im na każdym kroku.

Grafika animacji jest fantastyczna. Od początku do końca każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany i zachwyca. Otoczenie jest wielobarwne i przyciąga do siebie. Razem tworzy to przepiękną całość, którą można porównać z niesamowitym snem. Chciałabym, choć na chwilę znaleźć się w tak niezwykłym świecie.

Żałuję, że dopiero teraz obejrzałam „Krudów”. Myślę, że wrócę do nich jeszcze nieraz i zmuszę wszystkich moich znajomych do obejrzenia ich. Tymczasem was do tego serdecznie zachęcam. Jeśli tylko lubicie tego typu filmy, to ten na pewno przypadnie wam do gustu.
 

krudowie

Dodaj komentarz