Wstyd przyznać, lecz długo nie mogłam przekonać się do prozy Sylwii Chutnik, pomimo iż jest to pisarka nominowana do najbardziej prestiżowych literackich nagród oraz nimi wyróżniana. Śledziłam nader często jej błyskotliwe felietony od kilku lat publikowane na łamach „Polityki”, lecz po jej prozę artystyczną nie sięgałam. Być może przyczyna tej mojej – rzec by – ignorancji tkwiła w dość mocno akcentowanym przez młodą prozaiczkę i wytykanym przez krytykę literacką tonie publicystycznym poprzednich jej prozatorskich prób, wszak autorka Cwaniar, pomijając jej buntowniczo-alternatywny wizerunek, jest społeczną aktywistką na rzecz macierzyństwa. Czasem ciężko odróżnić Chutnik-literatkę od Chutnik-działaczki. Jeden i drugi wizerunek są z sobą sprzężone. No więc właśnie. Pojawia się znamienny problem napięcia pomiędzy dyskursem publicystycznym a kategorią literackości, konfliktu tak wyraźnie widocznego w prozie pisarzy prawicowych, których twórczość literacka jest odśrodkowo rozsadzana przez dyskurs publicystyczny – i nie będzie tutaj przesadą powiedzieć – przedrukowany z ich „niepokornych” czasopism. W konsekwencji ów ideologiczny ton zabija literackość i czyni te powieści miernymi i wtórnymi pod względem artystycznym. Jakże się myliłam myśląc, że pisarstwo Sylwii Chutnik będzie taką publicystyczną prozą tylko w wydaniu lewicowym. Owszem, dopowiedzieć trzeba, iż autorka bynajmniej nie rezygnuje w wydanym niecały rok temu zbiorze opowiadań z drążenia problematyki społecznej, jednak literackość tych krótkich form jest bez wątpienia ich główną dominantą. To subtelna proza w wyważony sposób podejmująca bolączki życia we współczesnym społeczeństwie, ale także skupiona na wnętrzu bohaterów. Każda jednostkowa historia wyraża jednostkowy dramat. Z pozoru mało interesująca opowieść pod piórem Sylwii Chutnik staje się narracją, która na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć.

 

Są to opowiadania pod względem artystycznym nierówne, jedne bardziej udane, inne mniej, lecz nie jest bynajmniej zauważalna zbytnia przepaść pomiędzy ich poziomem literackim. Kilka z nich, w krótszych wersjach zamieszczone zostało wcześniej w prozatorskich antologiach, o czym autorka nie omieszkała czytelnika powiadomić. Zbiór nie jest z tej przyczyny ani wtórny, ani mało oryginalny. Wrażliwość na problem biedy, wykluczenia, samotności uzewnętrzniona została przez autorkę w wyśmienitej, literackiej oprawie. Świadomość wyznaczników gatunkowych krótkiej formy, uważam, pozwoliła pisarce bardziej sugestywnie, z większym napięciem i bardziej wiarygodnie nakreślić sylwetki jej tak przecież skomplikowanych postaci. Tutaj bez wątpienia najlepszym przykładem jest Anna – tekst dotykający bolesnej, wojennej przeszłości tytułowej bohaterki. Ale także subtelne i zmysłowe Niewinne czarodziejki. Symboliczny tytuł dosyła do epizodu z życia dwóch przyjaciółek dokonujących erotycznej transgresji będącej ostatecznym remedium na dojmującą dla obu utratę.

 

Z wiadomych przyczyn autorka Dzidzi portretuje kobiety skrzywdzone przez los, pisze o bohaterkach, których życie naznaczone zostało przez nieznośny smutek, stratę i ból. Najbardziej wiarygodne i tragiczne zarazem w moim odczuciu jawi się opowiadanie pod tytułem Bożena z Poznańskiej, przybliżające egzystencjalną niemoc i pozbawioną choćby minimalnej dozy szlachetności dolę starzejącej się prostytutki. Chutnik-feministka pisze nie tylko o kobietach. Z pozbawioną krzty stereotypowego postrzegania drobiazgowością kreśli również sylwetki męskich postaci. Nie obarcza ich – jak na przykład w swej wczesnej twórczości Olga Tokarczuk – negatywnymi cechami będącymi przeciwwagą dla afirmowanej kobiecości. Trzy opowiadania dotykają zmagań mężczyzn ze swoimi słabościami, przeklętymi dylematami i problemami. Tytułowy Pan Tadeusz nie zdążył zdradzić przed śmiercią matce zżerającej jego wnętrze przez lata tajemnicy. Pogrążony w stagnacji Piotr z Dancingu przywołuje jedyny doznany w swym życiu seksualny epizod. Każdy sporadyczny kontakt z kobietą ewokuje owe wspomnienia. Niedoszły kapłan z opowiadania zatytułowanego Przeszkadzały dokonuje makabrycznej zbrodni. Wnętrza męskich bohaterów Chutnik nie są ani mniej okaleczone od – że się tak wyrażę – dusz nakreślonych przez pisarkę żeńskich postaci, ani mniej skomplikowane. Joanna Bator trafnie stwierdziła, że Sylwia Chutnik pisze o swoich bohaterach z czułością i empatią, tak jakby właśnie wysłuchała ich historii w jednej z tych warszawskich kawiarni, do których nie zaglądają modni ludzie, a herbatę pije się w szklankach.

 

Warstwa realistyczno-społeczno-psychologiczna nie wyczerpuje wszystkich sensów obecnych w tym kapitalnym zbiorze krótkich form. Sylwia Chutnik wyprawia się także
w ogarniętą wojną warszawską przeszłość. Ożywia ją w dwóch ostatnich, domykających zbiór tekstach – onirycznym i próbującym pogodzić minione z obecnym Muranooo oraz w na poły opowiadaniu, na poły dramacie Piwnicy.    

Najnowsze teksty Sylwii Chutnik są zaangażowane społecznie, ale i – jak napisał w swej krótkiej, acz trafnej recenzji Maciej Robert – emocjonalnie. To literatura, której czytanie boli. Sporo w tych jedenastu tekstach intymności oraz refleksji nad kwestiami ostatecznymi, o których jakże trudno w sposób niesztampowy mówić. I za to także należy się pisarce duży plus. Bez wątpienia to jedna z lepszych książek ubiegłego roku.

chutnik_wkrainieczarow_500_pcx

 

Dodaj komentarz