Czeskie klimaty? Cyganie jako grupa etniczna są w większości odizolowani od „normalnego” społeczeństwa, odizolowani z dwóch stron, bo my nie pozwalamy im się do siebie zbliżyć, ale oni też nie chcą otwierać się na gadziów. Wcześniej nie ciągnęło mnie, żeby poznać tę grupę bliżej, nie do końca też zdawałam sobie sprawę, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zabierając się za tę książkę, a jej lektura wywołała u mnie całą gamę emocji – od niechęci, współczucia, wstrętu, chęci pomocy, nadziei do smutku.

Książka opowiada historię życia Andrejka Dunki, którego poznajemy jako kilkuletniego berbecia i towarzyszymy mu w doli i niedoli do dojrzałości i ojcostwa. Chłopiec już na pierwszych kartach zostaje rozdzielony z rodzinną wioską, rodzicami i naturą, żeby wraz z wujostwem zamieszkać w mieście. Tam zostaje zmuszony do żebractwa, kradzieży i innych niezgodnych z prawem praktyk.

Życie Cyganów w miastach Czechosłowacji polega na zdobywaniu zasiłków na kolejno narodzone dzieci, żebraniu, prostytucji, kradzieżach… Andrejko bardzo szybko odkrywa, że takie życie mu nie pasuje i chce wrócić do korzeni. Niestety wiele jeszcze wody upłynie, zanim dostanie szansę na powrót do rodzinnej wioski, a i wtedy jego marzenia okażą się tylko mrzonkami. Jak potoczą się dalsze losy bohatera?

„Dzieci w szkole miały niełatwo. Choćby nawet wyłaziły ze skóry, to i tak były na przegranej pozycji – bo w domu mówiło się w romani. Mówiły po czesku, ale myślały w języku ojczystym, który miały pod skórą i na języku. Nie od razu do nich docierało, o co pani nauczycielce chodzi, bo najpierw musiały sobie przetłumaczyć „na nasze”. Przy odpowiedzi trzeba było znowu wszystko przełożyć w drugą stronę, błądząc po omacku wśród czeskich słówek i skomplikowanych czasów, przypadków i rodzajów gramatycznych.”*

Temat podjęty przez autora jest trudny

Mało jest osób, które myślą bez niechęci o tej grupie etnicznej. Sama mam jedynie nieprzyjemne doświadczenia – żebranie w tramwajach i autobusach, kobiety z malutkimi dziećmi dzień w dzień stojące z kubkiem, natrętnie proszące o jałmużnę. Medal ma jednak dwie strony, a „Dziewczynko, roznieć ogieniek” pozwala choć trochę poznać tę drugą stronę.

Autor w bardzo sprytny sposób poprowadził akcję, na pierwszych stronach przedstawiając nam ten dobrze nam znany negatywny obraz Cygana – hałaśliwy, wymagający, wszczynający burdy, kradnący; żeby za chwilę obrócić monetę i w przeciągu jednego akapitu zmienić nasz sposób myślenia, przedstawić fakty, które wpłynęły na ten stan rzeczy. Cyganie, całe wieki żyjący w osadach nieopodal wsi, żyjący w zgodzie z lokalnymi mieszkańcami, koegzystujący. Cyganie – naród kochający konie, przyrodę, wolny i niezależny, został w pewnym momencie zmuszony do zmiany życia. Nowoczesne maszyny pozbawiły ich pracy – przy koniach i drobnych robotach we wsi.

Zostali siłą zmuszeni do zmiany życia, co zaowocowało przenosinami do miast. Tam jednak nie mogli się odnaleźć, w wielkich betonowych domach, bez kawałka zieleni wielu z nich popadało w melancholię. Nie potrafili też jak gadziowie zmienić swojej filozofii, zaczynając regularną pracę, co wpłynęło na wykorzystywanie państwa – zasiłki na każde dziecko było rozwiązaniem doskonałym, przecież dzieci można mieć nieograniczoną ilość, a dodatkowo można wykorzystać głupich gadziów, żeby na malucha w brudnym ubraniu i ze smutkiem w oczach wyciągnąć od nich parę groszy. Swój smutek za starymi czasami topili w alkoholu, nie mogąc przyzwyczaić się do życia w mieście, przenosili swoje praktyki z wiosek.

„Bo kto widział ciepło, które rozchodzi się rurami? Ogień rozpalony na klepkach z podłogi albo na deskach porąbanych drzwi to co innego. Życie jest tam, gdzie płomienie ogrzewają dłonie. Czy ludziom przywykłym do okopconych kociołków, zapachu skwierczącego sadła i kur opiekanych na ogniu razem z piórami może smakować jedzenie ugotowane w kiszkowatej kuchni? Co nacieszy oczy rozpalone żarem bijącym od tlących się węgielków? A w lecie, kiedy ogrzewanie nie działa, rurę od centralnego można w parę minut odpiłować, jabłkowy bełt grzeje od środka już w drodze powrotnej ze składnicy złomu. Spalonych drzwi też nikomu nie brakuje, kto by się zamykał w jakiś pokojach czy komórkach?

Ludzie potrzebują przestrzeni, żeby widzieć innych i spotykać się z nimi, siedzieć razem przy stole, rozmawiać i śpiewać albo tylko milczeć, dotykać się, oddychać i żyć”**

Lawina uczuć

W całym tym obrazie społeczeństwa na pierwszy plan wyłania się Andrejko, najpierw mały chłopiec, wychowujący się w tej wielkiej, głośnej rodzinie, żyjącej według własnych praw, chłopiec od dzieciństwa nieszczęśliwy i wykorzystywany. Bardzo szybko zostaje rozdzielony z najbliższymi, żeby trafić do poprawczaka, za nie swoje przestępstwa – tam poznaje ogrom przemocy i braku akceptacji. Ucieczka przez pół Czechosłowacji do rodzinnej wioski też nie przynosi mu ukojenia. Brak akceptacji ze strony innych ludzi – dla Cygana, nie jednostki, jest niesamowicie wysoki. Gdzie nie spojrzeć chłopak jest potępiany, przepędzany, piętnowany.

Chęć spokojnego życia, bez szkody innym ludziom nie może się udać, kiedy społeczeństwo jest przeciwko niemu. Lektura tej książki wywołała we mnie całą lawinę uczuć, które znalazły ujście dopiero na ostatnich kartkach. Do samego końca wierzyłam, że Andrejko w końcu znajdzie spokojne miejsce do życia dla siebie i rodziny i przez cały czas autor mnie zwodził, nie dając nadziei do samego końca. Ten tytuł jest bardzo ważną lekturą. Rzadko myślimy o mniejszościach etnicznych. A Romowie raczej nie zaprzątają naszych głów, dlatego lektura tej książki może uświadomić nam ogrom problemu. W Polsce ta grupa etniczna nie stanowi tak dużej części społeczeństwa, jak u naszych południowych sąsiadów, co nie znaczy, że nie powinniśmy poznać ich bliżej. Autor swoją książka pozwala nam zajrzeć choć odrobinę głębiej w ich świat.

Dodaj komentarz