Tak, wiem o tym, z  pewnością znacznej części z Was słowo Kasai kojarzy się jedynie z długowiecznym japońskim skoczkiem narciarskim. Dziś się to jednak zmieni.

Pragnę Wam bowiem zaprezentować artystkę, która kryje się pod właśnie takim pseudonimem, a którą być może nawet nie wiedząc o tym, oglądaliście już na scenie.

Katarzyna Piszek, bo o niej mowa, bynajmniej nie jest anonimową postacią na rodzimym rynku muzycznym. Piosenkarka, kompozytorka i tekściarka wspierała w przeszłości największe osobowości nadwiślańskiego świata dźwięków, z Moniką Brodką, Natalią Kukulską i Arturem Rojkiem na czele. Po latach przepracowanych w służbie innych artystów, Kasai postanowiła pokusić się o twórczą niezależność.

10 maja światło dzienne ujrzała płyta Equals, będąca brzmieniową ilustracją myśli i pomysłów doświadczonej wokalistki. Ambitny album, pełen nieoczywistych nut i rozwiązań wydaje się być swoistą syntezą tajemnicy i kunsztu. 11 piosenek brzmi trochę jak skrzyżowany materiał Aurory i Julii Pietruchy. Zamiast ukulele Kasai postawiła jednak na swojego asa z rękawa, którym jest pianino. To ono wysuwa się tu na pierwszy plan, kreując obraz niszowego, ale intrygującego królestwa dźwięków.

W wielkim kotle z napisem Equals znalazło się miejsce dla wielu gatunków muzyki. Od muzyki korzeni (Skyline), przez akustyczne pomysły (EpiphanyVision Quest), aż po indie pop (Salvages) czy muzykę klasyczną (Sun Spirit). Kasai daleko jednak do stereotypowej złej czarownicy z bajek z  czasów dzieciństwa. Piosenkarka rozsiewa jedynie pozytywne czary. I choć jej repertuar jest wymagający, dojrzałemu słuchaczowi sprawi niemałą radość.

Jeśli chodzi o śpiew, urodzona we Wrocławiu artystka postawiła raczej na minimalizm. Przyjemna barwa wokalu jest trafnym dopełnieniem tembru czarno-białych klawiszy, choć nieco brakuje mi w niej nutki szaleństwa. Pewna surowość, być może nawet muzyczne wyrachowanie przywodzi na myśl daleką Islandię. Ląd owiany zagadkowością, która jednak łączy się z wciągająca fascynacją.

Podejrzewam, że wydawnictwo Equals klimatem doskonale wpasuje się w długie jesienne wieczory. Póki jednak słońce jest naszym sprzymierzeńcem, polecam włączyć ten album po zmroku, by w pełni chłonąć z jego sekretnej mocy.

Dodaj komentarz