Nie napiszę nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że polskie kino lubuje się dramatach, w ubolewaniu nad egzystencją, w łzawych historiach.

Ba, to oczywista oczywistość i pierwsze skojarzenie, które przychodzi, gdy większość widzów myśli o naszej rodzimej kinematografii. W ostatnim czasie na ekranie pojawiły się aż dwa filmy, które mówią o śmiertelnej chorobie, jaką jest rak. Oba opowiadają także historie zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami. O ile „Żyć nie umierać” nie stara się wybrnąć z niektórych schematów, twórcy „Chemii” robią wszystko, aby tego dokonać.

Produkcja powstała w oparciu o wydarzenia z życia Magdy Prokopowicz – założycielki Fundacji Rak’n’Roll. Lena (Agnieszka Żulewska) rzuca nagle prace w korporacji, z niewygodnego, szarego kostiumu wbija się w zwiewną, kolorową sukienkę. Przypadkowo spotyka Benka (Tomasz Schuchardt), fotografa, który marzy o samobójstwie. On nie ma pojęcia, że ona umiera na raka. Zakochuje się w niej doszczętnie, tak, że zapomina o wiszącym w pokoju sznurze. Tak rodzi się wielkie uczucie, które z chwilowej zabawy przekształca się w walkę na całe życie.

„Chemia” jest miszmaszem kilku konwencji. Twórcy za wszelką cenę chcieli nakręcić dramat o chorobie w inny niż do tej pory sposób. Znajdziemy więc w produkcji elementy animacji, które prawdopodobnie mają obrazować rozrastającego się raka (innych typów nie ma); musicalu – pomiędzy bohaterami przemykają wokaliści, którzy pięknie śpiewają (zawsze cudownie jest posłuchać Natalii Grosiak i Skubasa, ale tutaj ewidentnie nieprawidłowo zostali wpleceni do filmu); teledysku – szybki montaż, skoki czasowe, skoki przez miejsca. Pojawiają się także sceny surrealistyczne czy baśniowe, mimo wszystko zabrakło mi w tym obrazie większej dozy realizmu. Nie mówię, aby prezentować fizyczne umieranie od początku do końca, tylko nie starać się ubrać tej historii w tony, w których wcale prawdziwie nie wybrzmiewa.

U Prokopowicza jest nie tylko zbyt chaotycznie, ale także niekiedy zbyt lukrowo. To trochę tak, jakby reżyser starał się opowiedzieć swoją historię w taki sposób, aby spodobała się każdemu. Czasem wydawało mi się, że twórca stosuje szantaż emocjonalny – w szczególności pod koniec filmu, gdy ów brak realizmu wydał się wręcz w opowiadanej historii absurdem. Cudowny za to wydał mi się początek – niemoc, ucieczka z codzienności, w przypadku Leny z korporacji, czysta zabawa, jakby jutra miało nie być. Dopiero razem mogli się przekonać, że jutro jest i da radę się z nim zmierzyć.

„Chemia” to także produkcja o wielkiej miłości. Uczucie między Leną wybucha nagle, w jakiś sposób niedorzecznie. Dobrze się razem bawią, potem „śmiertelnie zakochują”. Biorą nawet stylizowany ślub, na którym większością gości są Azjaci. Poznajemy kolejne etapy ich uczucia, kamienie milowe, przez to, że twórcy usilnie stosują skoki czasowe. Nieco irytuje to, że brak pewnej ciągłości w ich emocjach. Ciężko dociec, w którym momencie Benek poczuł się bezsilny, w którym u Leny zaczął dominować egoizm. Przemiany bohaterów nie tyle zostały ukazane, co dokonały się w domyśle twórców, co zabrało całkiem spory kawałek scenariuszowego materiału.

Aktorsko świetnie wypada Agnieszka Żulewska. Myślę, że to również dzięki niej produkcja okazała się bardziej strawna. Tomasz Schuchardt wypada nieco gorzej, widać, że trudno było mu się wczuć w rolę, ale mimo wszystko nadal prezentuje się przyzwoicie. Mam wrażenie, że to kolejny zdolny aktor swojego pokolenia, który niejedno w polskim kinie ma do powiedzenia.

W debiutanckim filmie Prokopowicza znalazła się także piosenka z piątego albumu zespołu Mikromusic. Wykonany wraz ze Skubasem utwór „Bezwładnie” napędza emocjonalnie wiele scen, przewijając się przez całość produkcji. Swoją drogą – dwa tak cudowne polskie głosy razem? To musiało wypaść świetnie.

Uważam, że to niesamowite robić film w hołdzie dla swojej żony-wojowniczki, córki oraz uczucia, które było pomiędzy nimi wszystkim.
Jednak „Chemia” zagubiła się w swojej mieszaninie konwencji, zatraciła za mocno realizm, za słabo przyjęła baśniowość, wypadając nieautentycznie, aby stała się naprawdę ciekawym obrazem. Miejmy nadzieję, że Bartek Prokopowicz pokaże jeszcze niejedno w polskim kinie, bo debiut wcale źle się nie zaprezentował.

Ewa Nowicka

chemia-plakat

Dodaj komentarz