Jesteś kobietą z mocno zaawansowaną trzydziestką, ale jeszcze po właściwej stronie czterdziestki. Jedynaczką. Twój ojciec zostawił matkę
(i Ciebie), gdy byłaś malutka. Próbujesz ułożyć sobie życie, choć bez rewelacyjnych skutków. Posiadasz talent, który chcesz pokazać światu, ale paradoksalnie sama w niego często wątpisz. Coś jest z Tobą nie tak! Ale co?
Ile takich nas pochyla się teraz nad tekstem? Ja przede wszystkim! A która(y) jeszcze? Ręka w górę!

No dobrze!

Swego czasu obejrzałam „Pręgi” duetu Piekorz/Kuczok, opowieść o wyrośniętym wciąż chłopczyku, którego miłość (do) kobiety ewentualnie może wyleczyć z traumy ojcowskiej twardej ręki. Stosunku emocjonalnego do tematu nie miałam żadnego. Pośliniłam się na widok
Żebrowskiego, Grochowską uznałam za eterycznie doskonałą, a scenę z lustrem „Wojciech/ojciec” za kiczowatą, aczkolwiek przemawiającą do widza. Po dziesięciu latach zobaczyłam „Zbliżenia” tych samych twórców i popadłam w lekki stupor.

Konflikt syn-ojciec już przerabialiśmy, teraz przyjrzyjmy się kwestii matka-córka, tak najprawdopodobniej pomyśleli autorzy.
Do końca tematu chyba jednak nie przemyśleli, ale i tak film zrobili.
Schemat fabuły wydaje się podobny do „Pręg”. Traumatyczne doświadczenia Marty (w tej roli Joanna Orleańska, chwilami sztywna i blada jak okaleczone prace jej bohaterki, ale mimo wszystko budząca sympatię) z apodyktyczną matką (niczego nie ujmując roli Ewy Wiśniewskiej
i podkreślając udany powrót aktorki na ekrany), konflikty wewnętrzne, miłość i nienawiść spleciona w jeden gruby sznur, łączący obie
postacie. I jako trzeci On (Łukasz Simlat), mężczyzna niemal idealny w swym spokoju oraz cierpliwości, który może stać się dla Marty rozwiązaniem i ucieczką. Różnica tkwi w zakończeniu. O ile „Pręgi” dawały nadzieję bohaterowi i widzom, o tyle „Zbliżenia” ową nadzieję odbierają wszystkim.

I teraz zaczynają się moje wątpliwości.

Jak łatwo wywnioskować ze wstępu, do fabuły mam już stosunek określony. Ja wiem, że relacje matek i córek są trudne.
Z teorii, opowieści, a przede wszystkim z praktyki. Matki chcą rządzić. Matki pragną wiedzieć i kontrolować. Matki uważają, że powinny chronić, nawet jeśli ta ochrona miałaby wyjść córkom bokiem. Matki przede wszystkim bardzo dużo mówią, bo uważają, że mogą i mają do tego prawo.
Bywa, że nie myślą nad tym, co mówią. Matki doprowadzają do szału i wzbudzają chęć rzucania przedmiotami oraz „mięsem”.
Matki w końcu dzwonią. I denerwują się, gdy córki nie odbierają lub nie oddzwaniają. Matki takie są i już! Tak, owszem, z powodu matek czasem córki trafiają do psychiatrów i terapeutów!
Ale bez przesady!

Dobrze, możecie powiedzieć, że sama tkwię w równie chorym układzie i wypieram pewne kwestie! Chociażby na podstawie wspomnianego wstępu. Macie do tego prawo! Jeśli jesteś facetem z trudną teściową i zaplątaną żoną – nie będę dyskutować! Serio! Masz inną percepcję!
Jeśli jesteś kobietą… To konia z rzędem dla tej, która przynajmniej w jednej dowolnej scenie nie przeżyje osobistego katharsis! Bez względu na pokoleniową sytuację rodzinną. Tylko co z tego? Scenariusz obfituje w wiarygodne sytuacje, przyznaję. Ale jest jednocześnie zbiorem
tendencyjnego spojrzenia, schematycznych zachowań i uproszczonych układów. Moim zdaniem. Za które nie będę przepraszać!

Możesz pójść na ten film. Możesz nawet zaczerpnąć z niego jakąś „przyjemność”: seria dobrych zdjęć, pięknych plenerów; gra aktorska,
która formą przerasta treść; temat popularny i na czasie. Ale nie łudź się – wielkiego kina nawet nie dotkniesz!

zblizenia-magdalenia-piekorz-recenzja-filmu

 

Dodaj komentarz