Mieliście kiedyś marzenie, żeby śpiewać, komponować i żyć w świecie muzyki? Jestem pewna, że przynajmniej raz w życiu takie pragnienie pojawiło się w waszej głowie. Co z nim zrobiliście? Uznaliście za głupie? Może spróbowaliście śpiewać w szkolnym lub kościelnym chórku?
A może udało się wam spełnić je i oddaliście swoje życie dźwiękom? Amy nigdy nie chciała być sławna, ale kochała śpiewać i robiła to wyśmienicie. Miała swój styl i poglądy (nie tylko muzyczne), które sprawiły, że trafiła na wielką scenę i oczarowała publiczność oraz krytyków. Spełniła swoje marzenia, by śpiewać, ale one przerosły jej oczekiwania i stały się przykrym obowiązkiem. Musiała sobie jakoś z tym poradzić, a ludzie najczęściej używają do tego trzech rzeczy – alkoholu, narkotyków i miłości. Walczyła… Jednakże w 2011 roku przegrała. Co było przyczyną śmierci Amy? Jakie piekło musiała przejść sławna piosenkarka?

Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że o Amy Winehouse wcześniej nie słyszałam. Całkiem przypadkiem poszłam na przypadkowy film pod tytułem „Amy”. Nie miałam pojęcia, że jest to biografia i opowiada o życiu wybitnej osoby. Oczywiście okazało się, że jej piosenki są bardzo dobrze mi znane, ale nie łączyłam ich z konkretnym człowiekiem ani tym bardziej ze smutną historią. Czy żałuję, że poszłam na tę produkcję? Zmieniła ona wiele w moim życiu, a każda zmiana uczy nas czegoś, więc jak najbardziej cieszę się, że miałam okazję poznać tę trudną historię. Miałam również szczęście, ponieważ trafiłam na seans z krytykiem filmowym, który poruszył pasjonującą dyskusję na temat filmu i problemów z niego wynikających.

Część z was wie, że nie jestem zwolenniczką filmów opartych na faktach. Nie przeczę, że życie opowiada niesamowite historie, które często są bardziej ekscytujące niż te fikcyjne. Jednak życie toczy się swoją drogą, a świat nierealny swoją. Lecz w ostatnim czasie zaczynam zmieniać zdanie. „Amy” jest oparta na prawdziwych zdarzeniach, co spowodowało, że zobaczyłam sławnego człowieka w świetle życia, a nie reflektorów. Piosenkarka, która powinna mieć wszystko, stała się dla mnie ludzka i zobaczyłam, że poza wybitnym talentem nie różniła się ode mnie. Tak samo pragnęła akceptacji, miłości, a przy tym zachowała siebie, co bardzo mi zaimponowało. W samej produkcji zaskoczyło mnie, że życie Amy nie było odtwarzane przez aktorów, tylko stworzone z prawdziwych, często amatorskich nagrań i teraźniejszych komentarzy osób znających tę kobietę. Wszystkie urywki z rodzinnych, towarzyskich nagrań i audycji z różnego typu koncertów, czy gal stworzyły razem historię, która działa się naprawdę i nie jest przekłamana. Nawet ludzie, którzy opowiadali o Amy, nie zawsze mówili o niej w samych superlatywach. Zgadzali się, że była niesamowitym człowiekiem, ale ukazywali też jej wady, pragnienia i coraz większe problemy. Dzięki temu miałam wrażenie, że dobrze znam kompozytorkę.

„Amy” jest też uniwersalnym filmem, ponieważ przedstawia bardzo istotne problemy, które dotyczą wielu osób, tylko często są zatuszowane. Gdy słyszycie, że jakiś piosenkarz zdobył nagrodę i otrzyma za to dużo pieniędzy, myślicie, że ma wszystko i jego życie jest rajem. Większość z nas nawet nie pomyśli, jakie jest to obciążenie dla utalentowanej osoby. Wszyscy fani kochają go i liczą, że zdobędzie kolejne trofeum, ułoży jeszcze lepsze utwory, a jego głos z każdą chwilą będzie przyjemniejszy dla ucha. Biografia ukazuje, jak bardzo niektórzy przeżywają takie zobowiązania. Wtedy łatwo jest wpaść w alkoholizm, narkotyki. Wszyscy wiemy, że są to choroby ciężkie, których nigdy do końca nie da się wyleczyć. Są jak cień, który nigdy nie rozstaje się z nami. Poza tym olbrzymia liczba osób podziwia nas i uwielbia. Ale komu tak naprawdę zależy na całokształcie? Amy pragnęła prawdziwej miłości, która nie będzie oparta na talencie, czy pieniądzach, tylko na akceptacji, zaufaniu i wadach.

Cały film jest bardzo emocjonalny. Wywołuje w nas skrajne emocje. Widzimy radość Amy, ale też jej niewyobrażalne cierpienie. Pojawia się szok, by za chwilę przerodzić się w szczery śmiech, który z czasem zgaśnie zastąpiony łzami. Ukazuje, jak ważna w życiu człowieka jest akceptacja przez bliskie osoby i wiara, że może się udać. Poza tym skłania do refleksji. Człowiek zadaje sobie pytanie, jak można było jej pomóc. Szuka odpowiedzi, by jej ostatecznie nie znaleźć… „Amy” sprawiła, że zrozumiałam, że nie każdemu można pomóc, choć zrobiłoby się wszystko, co tylko w naszej mocy. To musi wyjść od danego człowieka i dopiero znaleźć oparcie w kimś innym.

Polecam tę produkcję każdemu dojrzałemu człowiekowi, który czuje się na tyle silny, by przeżyć podróż w przeszłość narkomanki i zrozumieć, co nią kierowało.

Amy

Dodaj komentarz